Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Ileż znaczyć może spójna koncepcja restauracji! Nawet, jeśli utkana jest tak naprawdę tylko z naszych wyobrażeń, to i tak przyciągnie odpowiednie grono zwolenników. Mamy na to idealny przykład w Katowicach, gdzie pojawił się niedawno jeszcze jeden Sphinx. Wydawałoby się, że to żadna rewelacja, a jednak coraz częściej trudno tam znaleźć wolny stolik. A wszystko dzięki całkiem przyzwoitej kuchni, ogromnym porcjom i wyobrażeniu wszystkiego tego, co nam się z Egiptem kojarzy – po pierwsze z Kleopatrą, koniecznie o wyglądzie Moniki Bellucii w kreacjach z „Asterixa”, która przepełnionemu pychą Cezarowi szykuje nowy pałac; po drugie, z monumentalnymi posągami (bez przesadyzmu, tylko piętnaście metrów), tancerkami i małym geranium pośrodku. Mamy, więc pustynię, z której piasku wyrosnąć ma coś z niczego i chodzących bokiem Egipcjan, żeby ich dobrze z profilu było widać. Ale jest jeszcze inny Egipt, o którym coraz głośniej, szczególnie na księgarskich półkach zawalonych literaturą ezoteryczną. To mroczna kraina z proroctw Caseya, mająca być pomostem pomiędzy wiedzą cywilizacji, która była przed nami, a… nami właśnie. Cóż jednak z tego, kiedy co roku prawie słyszymy inną rewelację: a to, że na Sfinksie są ślady wody wskazujące na powódź, która miała zalać Gizę i jeszcze pół świata, a to znowu, że piramidy stare są takie, że się naukowcom nawet nie śniło. Raz po raz światem amatorów tajemnicy wstrząsa wieść o nowej interpretacji naściennych obrazków, a my wciąż nic. A cóż mielibyśmy robić? – zastanawiam się nad bajeczną misą warzyw prosto z grilla (14,9 zł). Jak to, co? Nauki wziąć z tego, że skoro była jakaś wielka i mądra cywilizacja i teraz jej nie ma, to może i nas też kiedyś szlag trafi? Zwróciliście uwagę na jedną wspólną cechę wielkich cywilizacji – otóż ich wszystkich już dawno nie ma. Więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że tysiące lat przed nami ktoś wcinał podobną sałatkę i do głowy mu nie przyszło nawet, jak niewiele z niego i jego sałatki zostanie. No cóż, perspektywa nie najciekawsza, szczególnie, że i z mojej sałatki nic nie zostało i nie trzeba było na to tysiącleci. Przepłukałem swą przepastność piwem (0,4 l za 6 zł) i zamówiłem jeszcze stek po sułtańsku (24,9 zł), na wszelki wypadek, bo gdyby jednak koniec naszej cywilizacji miał nastąpić niebawem, to szkoda by było, żeby mnie o pustym żołądku zastał. Stek był całkiem akuratny, cały w ziołach i w wianuszku pieczonych ziemniaczanych talarków. Zrobił na mnie większe wrażenie, niż mogły by uczynić egipskie ciemności. Hm… cóż byśmy uczynili teraz wobec takiego zaciemnienia? No trzeba by było włączyć światło! Na przykład takie zgrabne, jak to ze „Sphinxa” – najzwyklejsze żarówki w tykwach z tysiącem dziurek wypełnionych kolorowymi szkiełkami. Niby kicha i badziew, a jednak akurat do tej restauracyjnej przestrzeni pasuje, jak ulał – podobnie drzewa z liśćmi, których tu wszędzie pełno. Chociaż drugiej strony bardziej by tu pasował pustynny piasek. No, ale nie przesadzajmy – w końcu to umowny Egipt, bo z pełną klimatyzacją.
Prawdę powiedziawszy katowicki Sphinx należy raczej do grupy restauracji spod znaku „zjedz, zapłać i zwolnij stolik”. Skoro jednak miałbym wybierać pomiędzy sieciowymi restauracjami, to w sumie wolę Sphinxa, bo tu przynajmniej nie ma się wrażenia spożywania plastyku, jak to się dzieje w amerykańskich hamburgerowniach. I tylko, jeśli się już czegoś czepić to muzyki jeno – przez całą moją tam wizytę musiałem wysłuchać mieszanki dawnych przebojów Ich Troje oraz tego kiczu z czarnymi oczami w refrenie. Rozumiecie sami – z jednej strony wielkość cywilizacji, Kleopatra owijająca sobie Cezara wokół palca, tajemnice wiedzy starożytnych, bóg Ra i kosmita Hufu, a drugiej „i tylko czarne oczy”! Płakać się chce i śmiać jednocześnie. To jakby przy wejściu do Biblioteki Aleksandryjskiej tańczyły cheerleaderki z pomponami i wyśpiewywały sprośne kuplety! Mimo to jednak chcemy chadzać w takie miejsca, w których wystarczy powiesić u sufitu tykwę, a głównym daniem uczynić shoarmę, by wywołać wrażenie egzotyki. Na krótko wprawdzie, ale zawsze… Póki oczywiście o naszej cywilizacji nasi zastępcy też nie będą opowiadać w czasie przeszłym.