Autorem wpisu jest: Alicja Jeżewska
Do niedawna małe miasteczko – Ostrzeszów – słynęło z tego, że nie było w nim ani jednego lokalu, w którym można byłoby spokojnie posiedzieć i porozmawiać. Nic w tym prawdopodobnie dziwnego – bo ze spostrzeżeń różnych znajomych mi osób wynika, iż podobna sytuacja jest w całym kraju. Nie będę wnikać w przyczyny tego zjawiska…
W Ostrzeszowie jednak sytuacja uległa zmianie. Pojawił się lokal „Katrina”. Wiedziona ciekawością udałam się tam pewnego dnia z przyjaciółką, by zbadać teren. To, co ujrzałyśmy, zdziwiło nas niezmiernie. Lokal był sympatyczny, ciekawie udekorowany, z głośników płynęły sobie nie za głośno przyjemne dla ucha dźwięki.
W tym momencie chyba dotarło do nas, że jednak nie spodziewałyśmy się takiego widoku. Przyszłyśmy raczej, aby przekonać się, że powstała kolejna knajpa pełna dymu papierosowego i niezbyt trzeźwego towarzystwa… Zaskoczenie było miłe. Ochłonęłyśmy nieco, więc uśmiechnięta kelnerka, mówiąca miło „dzień dobry”, nie zdołała nas już zdziwić.
Zamówiłyśmy sobie kurczaka po prowansalsku i borowiki zapiekane w bułce. Po chwili, ku naszemu nieustającemu zdumieniu, pojawiła się znów kelnerka, która przyniosła śliczne serwetki i sympatycznie zapakowane sztućce… Być może czytelników bawi to nasze ciągłe zdziwienie – trzeba mieć porównanie z jakimkolwiek innym lokalem ostrzeszowskim, aby to zrozumieć.
Czas mijał szybko. Po chwili przed nami pojawiły się zamówione dania. I tu znów niespodzianka. Okazało się, że mogłyśmy zamówić jedno, najeść się i jeszcze nakarmić ewentualnych przechodniów… Porcje były ogromne, a potrawy tak smaczne, że żal ściskał serce, iż musiałyśmy poddać się w połowie jedzenia.
Od tamtej pory sprawdzamy co jakiś czas, czy w lokalu coś się zmienia. Okazuje się, że jedynie wystrój wnętrza. Atmosfera pozostaje cały czas taka sama.
Dlaczego więc taką rzadkością są podobne lokale w małych miastach?
Foto: Alicja Jeżewska