Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
Już nigdy więcej! – wyje rozsądek. Do następnego razu! – odpowiada doświadczenie. Wcześniej czy później okaże się, że doświadczenie ma rację… Już nigdy więcej! – zajęczy znowu rozsądek. Do następnego razu! – ze smutkiem odpowie doświadczenie. Wcześniej czy później okaże się, że doświadczenie ma jednak rację….
Już nigdy więcej! – załka cichutko rozsądek. Do następnego razu! – wyszczerzy zęby doświadczenie. Wcześniej czy później okaże się, że jak zwykle, doświadczenie ma rację… Już nigdy więcej! – wijąc się z bólu, będzie skomlał rozsądek. Do następnego! – huknie doświadczenie. Wcześniej czy później okaże się, że doświadczenie znowu ma rację…
Już nigdy więcej?… Skądże! To tylko kwestia czasu. – Znacie to? Przeżywacie? Wiecie co mam na myśli? – Tak, dywaguję o przypadłości zwanej kacem. Jak to się dzieje, że kac wraca jak bumerang? Przecież kaca nie lubimy, nienawidzimy! Powiedzmy sobie szczerze – kac budzi w nas odrazę.
Dlaczego te wszystkie straszne okropności i katusze, które musi doświadczać nasze ciało, te nieludzkie cierpienia nie są wystarczającym sygnałem dla rozumu? Ileż to już razy prosiliśmy, by jakiś uczynny Samarytanin nas dobił? Raz a dobrze. Pękająca w szwach łepetyna, szarpiące tułowiem mdłości, oczy przeszywane bólem na widok najmniejszego ruchu, drgnięcia. Szmery rozsadzające tkankę mózgową, ciągłe dreszcze, słabość motyla, wyziew trujących oparów powalający rozpędzonego nosorożca i żal… I postanowienie poprawy… I nic z tego…
A… pewnie zakąska była nieświeża! Nie powinienem był mieszać wódki z piwem! Chyba jeden kieliszek za dużo! Alkohol był za ciepły! Jak dla mnie, zbyt duże tempo! Nie powinienem pić kolorowej wódki! Ta metaxa musiała być podrabiana! Nie miałem dnia! – Kiedy zaczyna przechodzić kac, szukamy wyjaśnienia tajemnicy złego samopoczucia…
Powiedzmy sobie teraz szczerze – alkohol szkodzi! Szkodzi zdrowiu. Wątrobie, trzustce i żołądkowi. Gospodarce witaminowej i potasu. Sercu, śluzówkom, skórze i potencji. Sprzyja nowotworom i otyłości. Atakuje układ nerwowy, a mówiąc prościej, rzuca się na mózg. I tu dochodzimy do meritum.
Cwany kleszcz, w momencie ugryzienia, wprowadza do krwi środek znieczulający. To, po to, byśmy dali mu spokój, by robił swoje bezpiecznie. Analogicznie alkohol, znieczula naszą zdolność logicznego kojarzenia i tracimy kontrolę. Tak silnie, że gdzieś mamy nawet instynkt zachowania gatunku. A już kompletnym wybrykiem natury jest sądzenie, że przy kolejnej okazji będzie inaczej.
Jako miłośnik wina, polecam jego właściwości lecznicze. W pewnych dawkach oczywiście. Kiedy tłumaczyłem na degustacjach jaka ilość lampek wina jest wg lekarzy korzystna dla zdrowia, złośliwi potrafili znaleźć lampki o pojemności butelki. Podam teraz to samo w gramach alkoholu. A więc mężczyzna może wypić pro zdrowotnie 2 dawki dziennie, a kobieta 1. Jedna dawka, to 14 gramów. Czyli: 100 ml wina lub 270 ml piwa, albo 30 ml 40% wódki.
Pijąc "na zdrowie!" pamiętaj o nim rzeczywiście. I nie jest to żółtko z tabasco, woda spod kiszonej kapusty, czy nie daj Boże "klinik". Najbardziej sprawdzoną metodą na kaca jest nie pić dzień wcześniej. A już pijąc, miej na uwadze, że "jako smakujesz, aż się zepsujesz". Bo ile razy można być mądrym po tej samej szkodzie?…
P.S.
…Czytam co wyżej nabazgrałem i zastanawiam się, czy nie wydrukować sobie tego, gdy będę szedł na najbliższą imprezę?… Po chwili namysłu stwierdzam, że to chyba beznadziejny pomysł…