Dorota Stalińska – znana i ceniona aktorka (m.in. grała w filmach: Bez miłości, Debiutantka, Krzyk). Poza filmem i teatrem: tańczy, jeździ konno, na nartach, łyżwach, kopie piłkę, gra w hokeja, pływa, nurkuje, żegluje, gra w tenisa, uprawia jogę i judo. Pasjonuje się zdrowym odżywianiem. Jest założycielką fundacji „Bezpieczna droga”.
W rozmowie z widelcem zdradza przepis na zupę „Nic” wraz z konsekwencjami jej gotowania, a także opowiada, jak nauczyła się gotować dla całej rodziny…

– Pierwsza poważna potrawa, którą udało mi się zrobić samej:
– Mamusia nauczyła mnie gotować bardzo wcześnie. Kiedy miałam 8 czy 9 lat gotowałam przez jakiś czas obiady dla naszej całej, 5-cio osobowej rodziny, bo mama była w szpitalu. Byłam bardzo z tego dumna i czułam się bardzo dorosła. A co gotowałam? Wszystko. Zupy, codziennie inną i drugie dania, tez inne codziennie. A z czego? A z tego, co wtedy można było w pustych sklepach dostać. I to była sztuka!

– Moja największa kulinarna katastrofa:
– To była zupa NIC. Znacie to? Mleko z koglem moglem i z wanilią i na to pianka z ubitych białek posypana cynamonem. Pyyyycha! Ja miałam wtedy 17 lat, on 18 lat i bardzo zabiegałam o jego względy… i już wiedziałam, że przez żołądek droga do mężczyzny.
I zupa owszem wyszła pyszna… i on te zupę zjadł… a wychodząc powiedział, że nie cierpi mleka, jajek, wanilii i cynamonu…. I tyle go widziałam.

– Gdybym mogła kogoś zaprosić na drinka, to zaprosiłabym…
– Mela Gibsona.

– Moje najciekawsza przygoda w restauracji lub pubie:
– Nie miewam przygód w restauracjach i w pubach…. bo nie mam czasu w nich bywać.

– Gdyby to miała być ostatnia szklaneczka w życiu, to wypiłabym…
– Wódkę z kruszonym lodem, limonką i miętą.