Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Nie dość, że Katowickich restauracji wciąż przybywa, to jeszcze okolice ulicy Gliwickiej i Sobieskiego stają się ich nowym miejskim zagłębiem. Jeszcze kilka lat temu strach tam było zapuścić się wieczorem, żeby jakaś żulownia nie poprawiła nam wizerunku, a dzisiaj w promieniu 200 metrów można naliczyć aż osiem pubów i restauracji. I chyba słusznie internauci na dyskusyjnych forach nazywają to miejsce imprezowym zaułkiem! Do tej mapki jakieś pół roku temu dołączyły Metamorfozy z sufitem jak z przeciwatomowego schronu, ze ścianami, które zdążyły się odrapać oparciami krzeseł i z neonem, po którym zostało już tylko tło. Wydaje się, jakby w tym miejscu istniało jakieś niezwykła zawirowanie czasoprzestrzeni, o czym świadczy to, iż stosunkowo nowe Metamorfozy wyglądają jak by już dawno nie były nowe!

Najzabawniejsze jest to, że zdjęcia w pozawieszanych w środku dookoła antyramach też się zsunęły leniwie w dół, jakby wisiały tam od co najmniej półwiecza. Ale zaraz… Może to właśnie taki pomysł na to, jak zaistnieć bezsprzecznie na katowickiej mapie gastronomicznej? Zrobić lokal upozorowany na stary, tak żeby klient był przekonany, że ta knajpa jest tu od zawsze. I rzeczywiście w środku ma się takie poczucie, jakby się siedziało w dobrym, starym klubie w którym w różnych okresach czasu oblewało się zaliczoną maturę, wykuty dyplom i kolegę z wojska! To w końcu całkiem niezły sposób na szybkie przejście pomiędzy nieufnością klienteli do nowego miejsca, a całkowitym uwielbieniem. Czy jednak ta sztuka się uda? Hm… Narzekania bywalców sieci dotyczą głównie muzyki w Metamorfozach. Ja się załapałem na Wilki i jakiś hicior o czarnych oczach, który (no wiem, że już jestem nie na czasie) zajeżdża mi na zapomniane disco polo, aż w zębach chrupie. 

W menu i owszem zestaw niczego sobie –zamawiam na początek małże smażone z boczkiem i suszonymi pomidorami (12 zł). Niestety, strzał kulą w płot, bo małży akurat nie ma na tyle, bym się mógł nimi uraczyć. Okazuje się jednak, że obsługa staje na wysokości zadania i błyskawicznie (po krótkiej konsultacji z kucharzem) proponują w miejsce małż mieszankę owoców morza w tej samej cenie. No pewnie, że chcę! Czekam więc cierpliwie… czekam… i czekam… i rozumiem, że po zamówione owoce morza dopiero nurkują, wiec zanim je pod wodą dogonią to trochę czasu musi zejść. A jak wiadomo, żyjątka morskie zanim dadzą się złapać to lubią się trochę podroczyć… Na szczęście moją niecierpliwość łagodzi duże piwko (5 zł) i polskie przeboje, które kiedyś przecież muszą się skończyć. I dokładnie w momencie, w którym polskim twórcom wyczerpał się talent, moje oczekiwanie dobiegło końca. Zobaczyłem żyjątka morskie na talerzu i natychmiast zrozumiałem, że droczyły się z kucharzem odpowiednio długo. Zasmażane z boczkiem i przykryte zarumienioną serową skórką były warte czekania (nawiasem mówiąc były tak dobre, że postanowiłem podpatrzeć przepis i uszczęśliwić nim kiedyś moich przyjaciół w jeden z winnych wieczorów). Nieźle tymi pysznościami rozochocony, wziąłem się za szpic cygański, czyli roladki wieprzowe nadziewane pieczarkami i grillowane (16 zł) z zapiekanymi ziemniakami (4 zł) i zestawem surówek (4 zł). Nazwa szpic, co uspokaja mnie bardzo, bierze się z czterech patyków do szaszłyków, którymi dwie duże wieprzowe nadziewane rolady zostały przebite. Danie jest niczego sobie, smaczne i naprawdę ogromne, ale do owoców morza z boczkiem i serem się nie umywa.

Wprawdzie nie byłem w Metamorfozach wieczorem, kiedy to miejsce, jak wieść niesie, tętni życiem, więc trudno ocenić je w kategoriach wieczorno – taneczno – rozrywkowych, ale zapowiada się nienajgorzej, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę wysokość szpilek obsługującej mnie kelnerki. Dobrze jednak, że miejsca tego typu powstają, ponieważ świadczy to najdobitniej o zapotrzebowaniu, które na rynku występuje. Pozostaje mieć nadzieje, że takich imprezowych zaułków będzie przybywać – bo przecież jeśli wziąć tylko pod uwagę przyrost wyższych uczelni w Katowicach w ciągu ostatnich pięciu lat, to otrzymujemy obraz liczby studentów, którzy gdzieś te swoje kieszonkowe muszą mieć przepić.

Restauracja Pub Metamorfozy, Katowice, ul. Jana III Sobieskiego 11