Autorem wpisu jest: Dorota Mrówka, Jarosław Gibas

Katowicom przybyła ekskluzywna restauracja. Na pierwszym pietrze „Altusa", pomiędzy kasynem i Kyoto Sushi, powstał lokal serwujący kuchnię śródziemnomorską. Nazwa sugeruje, że wyłącznie włoską, ale w rzeczywistości znajdziemy w menu także dania grackie i hiszpańskie.

Właściciele zadbali, by wystrój oraz elewacja restauracji nawiązywały do architektury śródziemnomorskiej – stąd na suficie wiją się pnącza winorośli, tu i ówdzie wystają ze ścian niewielkie balkoniki i okna z markizami, ciepłe kolory, wiklina, drewno, kwiaty – czyli to wszystko, co nam, mieszkańcom mniej sielskiego rejonu Europy, kojarzy się z tzw. „ciepłymi krajami". Goście mają do dyspozycji 3 sale – pierwsza z nich, niewielka i dość jasna, to kawiarnia, gdzie można napić się kawy i zjeść np. tiramisu czy parfait z chałwy z owocami i sosem orzechowym. W menu znajdziemy poza tym lody, ciasta i koktajle alkoholowe. Ceny kaw kształtują się od 6 do 10 zł. Najdroższy deser – truskawkowe daiquiri kosztuje 20 zł.

Dwie sale restauracyjne pomieścić mogą w sumie około 100 gości. Karta dań oferuje m.in. foie gras (50 zł), kalmary wypełnione musem z kurczaka i suszonych pomidorów ze świeżym parmezanem i dodatkiem pesto (23 zł), gnocci, czyli kluseczki z borowikami i kurkami oprószone świeżo tartym parmezanem (23 zł), smażone kotleciki jagnięce szpikowane fetą na warzywnym ratatuille i dzikim ryżu w sosie czosnkowym (79 zł), saltimbocca na grzybowym risotto serwowane z brokułami w orzechowym aromacie (42 zł). Za te wszystkie specjały odpowiada szef kuchni Krzysztof Peć.

Do eleganckiego obiadu konieczne jest wino. W karcie win znajdziemy m.in. słynne trunki z Toksanii – np. Sassicala rosso z 2004 roku (butelka kosztuje 850 zł) czy Poggio Antico Altero (but. 450 zł). Dla uspokojenia dodaję, że można także kupić wino za 90 zł.
W restauracji można płacić kartą kredytową, w przygotowaniu jest kącik dla dzieci. Lokal jest czynny codziennie od 9.00 do 23.00.

Restauracja działa od 28 marca 2008 roku, ale oficjalne otwatrcie nastąpiło 12 kwietnia. Oczywiście redakcja widelca była tam obecna:

Bankietowe wspominki
W 17. odcinku „40-latka" pt. „Cwana bestia, czyli kryształ" pojawia się instrukcja uczestnictwa w bankietach: należy zawsze ustawić się na drodze z kuchni do najważniejszej osoby – tamtędy będzie bowiem przewijał się kelner, niosąc najlepsze rzeczy. Postanowiłem się zastosować, ale bądź tu człowieku mądry i zorientuj się, który tu najważniejszy? Do tego kelnerzy niczego nie wnosili, bo wszystko było już wniesione. Zatem nauki z kultowego serialu, że tak powiem… na nic. Ustawiłem się wobec powyższego w kolejce do fajnych rzeczy, których oczywiście ubywało. Im zaś bardziej byłem kulturalny i nie protestowałem przeciwko tłumowi chętnych wciskających się w kolejkę – tym bardziej smakołyków ubywało. W końcu załapałem się na kilka ciepłych dań, ale na pulpety już nie. Wiadomo: skoro nie – oznacza to, że pulpety musiały być zachwycające. Tak się dzieje ze wszystkimi rzeczami, które nas omijają: Maybachem, podróżą dookoła świata i przedoperacyjno-plastyczną Pamelą Anderson. No cóż…

Stanąłem w kącie i pomyślałem o Toskanii. To dokładnie taki sam szpan, jak w przypadku francuskiej Prowansji. Po prostu należy tam wyjechać. Sprzedać wszystko, a najlepiej wszystko stracić i zacząć tam życie od nowa. Tak przynajmniej uważa się w Hollywood, kiedy kręci się film pt. „Pod słońcem Toskanii". W normalnym życiu szczęście trafia nas rzadko, natomiast w Prowansji czy Toskanii zawsze. Dobrzy ludzie pomogą, dobre banki przyznają doskonały kredyt, a dom postawi się sam i to w dwa tygodnie. Do tego dołóżmy znakomitą kuchnię, wyśmienite wina (znane u nas pod enigmatyczną nazwą „super toskanów", które akurat w menu Via Toskanii są porażająco drogie) i zawsze świecące słońce. Sielanka aż w oczy szczypie! Nic, tylko bankrutować i tam właśnie odradzać się na nowo. No cóż…

I stoję tak sobie… i kombinuję, jak tu szybko i sprawnie zbankrutować…Aż tu nagle podchodzi do mnie ładna pani. Ubrana gustownie, by nie powiedzieć wieczorowo. I co? I niestety nie proponuje mi wspólnego kredytu na dom w toskańskim banku, tylko chce, żebym jej oddał mój pusty i zużyty już talerz. I w tym momencie następuje egzamin z inteligencji. Wprawdzie koncentrację tego wieczoru miałem słabą, bo przyuważyłem w tłumie blondynkę w obcisłych dżinsach i już nie mogłem się skupić, ale przecież mimo wszystko stan własnej świadomości wciąż byłem skłonny ocenić na jakieś 40%. Niestety. Nie skumałem. Poproszony o talerz zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Czyżby zabrakło talerzy i pani ładna chce mój, żeby sobie umyć w ukryciu i wykorzystać? Rozglądam się wokół, a tam na stołach talerzy od groma. Hm… pani się zorientowała, że ma do czynienia z opóźnionym umysłowo i zagadała czy mi kuchnia smakuje. No pewnie, że smakuje. I tak od słowa do słowa… okazało się, że pani ładna jest od organizatorów i chce mnie pozbawić ciężaru talerza. Nie miała plakietki, więc talerza i tak nie puściłem, mimo kilkusekundowej szarpaniny. Bo porządek na bankiecie w końcu musi być…

A tak poważnie. Nowa restauracja budzi nowe nadzieje. Podobnie, jak Altus (tym spoza Śląska tłumaczę, że to ten najwyższy budynek na południu kraju), który po wybudowaniu budził nadzieję na szybkie biznesy i super foot traffic. Niestety – rzeczywistość okazała się mniej różowa. Na szczęście dla Via Toscana, obok znajduje się wciąż popularne Kyoto Sushi i najlepsze katowickie kasyno. Zatem rokowania są dobre. A co do utrzymania poziomu… Oczywiście, że tam kiedyś niespodziewanie przyjdziemy i spróbujemy tej Toskanii…, kiedy już umilknie aplauz zachwyconych znajomych zaproszonych na bankiet…