Autorem wpisu jest: Alicja Jeżewska

Kilkakrotnie już, stojąc na Rynku we Wrocławiu, zastanawiałam się, czy lokal „Sphinx" ma coś wspólnego ze starożytnymi sfinksami. Czyżby lokal tylko dla mężczyzn?

Przy drzwiach wejściowych przywitał mnie sympatyczny kelner i zaprowadził do stolika w sali dla niepalących (sala ta rzeczywiście jest oddzielona i nie dociera do niej dym z drugiej części lokalu – co jest zjawiskiem rzadko spotykanym). Po chwili podszedł inny kelner z kartą dań. Wtedy zauważyłam, że cała obsługa lokalu to mężczyźni – czyli jednak coś ze sfinksa się znalazło…

W karcie – dania przede wszystkim z kuchni arabskiej. Wybrałam shoarmę z warzywami i z ciekawością czekałam na to, aby spróbować, co to w ogóle jest. Danie okazało się być ogromną porcją (mimo, iż zamówiłam tzw. „małą") drobno krojonego mięsa drobiowego, przyprawianego niezwykle smakowicie i smażonego z warzywami. Rewelacja! Niestety, nie udało mi się zjeść całej porcji. Ciekawe, jak wygląda „normalna" ilość? Do tego dania podane zostały w osobnych miseczkach trzy sosy: majonezowy, czosnkowy i pomidorowy – również smaczne. W dodatku można je jeść w dowolnych ilościach – gdy zaczyna brakować, kelner przynosi kolejną miseczkę. Ponadto do każdego dania dodawana jest pyszna firmowa bułeczka. A jeśli jest się studentem, do zamówionego posiłku można dostać piwo gratis.

Lokal okazał się niezwykle miłym miejscem. Ciekawostką jest również to, że jeśli wśród klientów oczekujących na posiłek znajdują się dzieci, dostają one kubek pełen kredek i obrazek do kolorowania. Wydaje się, że patent jest rewelacyjny – nie zauważyłam, żeby rodzice mieli jakieś problemy ze swymi pociechami.

Żałuję tylko, że nie zdecydowałam się sprawdzić już dawno temu, co kryje się pod nazwą „Sphinx".

 

Foto: Alicja Jeżewska