Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

C’est si bon, de partir n’im porte ou – zaśpiewała kiedyś pięknie Eartha Kitt, dając światu do zrozumienia, że jedną z ważniejszych spraw w życiu jest uczucie „jak mi dobrze!”. No i właśnie biorąc powyższe radosne wzdychanie za drogowskaz, postanowiłem sprawdzić, czy w C’est si bon po kilku latach od powstania tej restauracji, można sobie zrobić dobrze. Skoro zaś śląski biznes uznaje, że jest to jedna z najlepszych katowickich restauracji, najwyższy czas na konfrontację. Z lokalami takimi bowiem bywa i tak, że po hucznym powstaniu kręcą się siłą rozpędu, licząc na zdobyty na początku swej działalności zachwyt klienteli. Na szczęście w C’est si bon wciąż jest dobrze. Nawet bardzo dobrze!

Nierówne mury, trochę kutych poręczy, butelki na regałach, wiechcie na ścianach – wszystko to w miarę zgrabnie udaje południe Francji, bo przecież mamy tutaj do czynienia z restauracją prowansalską. Jedno tylko zmroziło mi krew w żyłach i apeluję tutaj do twórców restauracji o natychmiastowe naprawienie tego niewybaczalnego błędu. Otóż w prowansalskiej C’est si bon nie uświadczysz prowansalskiego wina! Wprawdzie to rzadkość na polskim rynku, skoro w sprzedaży hipermarketowej od czasu do czasu pojawia się jedynie Coteaux de Provance i to zazwyczaj różowe, ale od czego składy wina i dystrybutorzy?

Karta dań nie składa się z niezliczonej ilości stron, ale i tak jej zawartość powoduje u takiego łasucha jak ja nagły przypływ życiowej energii. Wybieram smażone na czosnku żołądki gęsie ułożone na mieszance sałat (18 zł) i roladki drobiowe z winniczkami w sosie oliwkowym (44 zł). Brzmi akuratnie. Na poczekanie zaś postanawiam spróbować Chateneuf du Pape (100 ml za 16 zł) – przyjemne, aksamitne ale bez jakichś specjalnych fajerwerków. Prawdę powiedziawszy, w tej cenie spodziewałem się czegoś dużo lepszego. Ale oto wjeżdżają żołądki gęsie pokrojone w równe kostki i rozrzucone na sałacie zatopionej w sosie vinegrette. Lekko czosnkowe, ale bez przesady i chciałoby się rzec – puszyste. Ale najważniejsze, jak na francuska kuchnię przystało, jest oczywiście połączenie smaków – gęsie żołądki w vinegrette – musicie kiedyś koniecznie spróbować. Co więcej, prawdziwy smakowy melanż miał dopiero nadejść: byłem ciekawy tego połączenia drobiu i ślimaków. I nie zawiodłem się – drobiowa rolada z winniczkowym (pokrojone na małe kawałki) farszem przyozdobiona pęczkiem kiełków i rozłożona na smażonych brokułach, a wszystko prawie pływające w oliwkowym sosie o pomarańczowej barwie.

No to zaszalałem! Rachunek nie był katastrofalny, ale ta restauracja rzeczywiście do tanich nie należy. Z drugiej zaś strony, czemu nie miałaby być droga? W końcu gotują naprawdę świetnie. Podoba mi się też w C’est si bon, że kucharz zawsze komponuje indywidualnie dodatki do głównych dań. Na moje specjalne życzenie, żeby nie było ziemniaków pod żadną postacią obszedł mnie sprytnie, bo na talerzu dostałem cieniutkie na milimetr skrawki czegoś chrupiącego. Niewiele tego było, więc szybko schrupałem i dopiero po przełknięciu zorientowałem się , że to przecież też ziemniaki. Ale co tu marudzić, skoro takie dobre?

Peter Mayle ze swoją miłością do Prowansji pewnie byłby równie kontent – w końcu to przepiękna kraina pełna niewyjaśnionych tajemnic. Jak i cała Francja, ze swoimi 666. taflami szkła składającymi się na szklaną piramidę przed Luwrem. Wiemy, że to tylko wymysł Dana Browna, ale przecież jaki soczysty. Nie wszystko jednak da się wymyślić: chociażby trzynastego w piątek, który całemu światu przynosi pecha za sprawą nieszczęścia, które tego dnia właśnie dotknęło wielkiego Jakuba z Molay. No cóż, Galia – powiedziałby Asterix i jak zwykle miałby rację. Ale czyż nam na tym wortalu nie bliższa jest postać Obelixa, który gdyby miał coś dobrego do zjedzenia, to by to zjadł? W końcu myślmy logicznie – jak nas sam poucza w przygodach z Kleopatrą. No właśnie, skoro mogłem pójść do C’est si bon, skoro mogłem rąbnąć tam roladkę z winniczkami i gęsie żołądki, to rąbnąłem. Myślmy w końcu logicznie!

Restauracja prowansalska "C`est si bon", Katowice, ul. Ligonia 4