Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
Nasi są wszędzie. Gdzie się nie ruszysz, to nasi już tam byli. A jeśli jest fajnie, to na pewno jeszcze tam będą. Anna Słojewska z „Rzeczypospolitej” (02.02.2007), wytropiła naszych w Szampanii. Okazuje się, że w produkcji szampana nasi też maczają palce. Nasi rodacy oczywiście.
Denis Jackowiak, który – jak się dowiadujemy, po polsku mówi tylko „Dzień dobry” i niezbędne w jego profesji „Na zdrowie”, jest synem emigranta z Wielkopolski i Francuzki z Szampanii. Kontynuuje rodzinną tradycję. Zajmuje się robieniem prawdziwego szampana pod marką „Jackowiak-Rondeau”. I może jego szampan utonąłby pośród produkcji 17 tysięcy innych drobnych winiarzy szampańskich, gdyby nie prosty zabieg marketingowy. Na złotej etykiecie szampańskiego trunku widnieje polskie godło – biały orzeł na czerwonym tle. Na mnie zrobiło wrażenie.
Dzięki polskiemu akcentowi rodzina Jackowiaka znalazła swój rynek. W większości są to potomkowie naszych emigrantów. Ciekawe, że w samej Polsce nie ma zainteresowania importem. Szampan z orłem w koronie? Nie jest to zbyt ckliwe i podejrzane? A może duma narodowa też wyemigrowała i jest chorobą emerytowanej Polonii? Już widzę jaki biznes zrobiłby „amerykański” szampan w Stanach!
Potrafimy zrozumieć sąsiada, któremu źle się powodzi. Prawdziwego przyjaciela poznajemy przecież po biedzie. Nawet się z nim solidaryzujemy. Potrafimy też jednoczyć się w walce ze wspólnym wrogiem, najeźdźcą, okupantem lub szefem. Pewnie dlatego mamy najlepszych kibiców na świecie. Na stadionie jakoś nie wstydzą się narodowych emblematów i tego, że są sentymentalni.
Denis Jackowiak należy do spółdzielni kilkudziesięciu pomniejszych wytwórców. Dla grupy, to możliwość unowocześnienia technologii, a co za tym idzie, lepsza jakość wina. Dowiadujemy się, że z obrotem 420 tys. euro, Jackowiak-Rondeau mieści się w pierwszym tysiącu małych producentów. Słojewska opisuje jak wygląda proces produkcji szampana. Nie rozumiem tylko skąd bierze się likier w butelce, ale to szczegóły.
Ojciec Denisa, Władysław, w zawierusze wojennej trafia do Szampanii. Przez przypadek(?) poznaje młodą Francuzkę i zakochuje się w niej. Robi wrażenie nie tylko na przyszłej żonie. Rodzina przyjmuje go jak swojego, mimo, że jest człowiekiem znikąd. To on wpada na pomysł umieszczenia polskiego orła i nazwiska na etykiecie szampana. Zmienia status rodziny z posiadaczy ziemskich na producentów. Zapewne sąsiedzi bacznie obserwowali zapędy nie znającego się na rzeczy Polaka. Nie zawodzi zaufania. Własną pracą tworzy, może nie imponujące, ale prosperujące i rozwijające się małe rodzinne przedsiębiorstwo.
Iluż to rodaków za granicą pokazało, że potrafi? I tak jest nadal. W Anglii, Irlandii, Francji, Stanach… wszędzie widzą nasz potencjał. Na obczyźnie nie straszne nam trudy. Nasi radzą sobie w każdych warunkach. A jak mogłoby być pięknie tutaj, w kraju, gdybyśmy potrafili radzić sobie tak samo, jak gdzie indziej w świecie…