Autorem wpisu jest: Brzuchomówca
Pan benzyniarz ze stacji Orlenu w Pszczółkach koło Pruszcza Gdańskiego powinien pójść do spowiedzi. Na pytanie: jakie jest jedzenie w przystacyjnej restauracji "Leśne Runo", pan benzyniarz odpowiedział – smaczne, czym ciężko uchybił przykazaniu zabraniającemu dawania fałszywego świadectwa.
Opinia pana benzyniarza, wygłoszona w oparach paliwa, okazała się na tyle halucynogenna, że Brzuchomówca zdecydował się złożyć w "Leśnym Runie" zamówienie na obiad, lekceważąc ostrzeżenia żony oraz dwa elementarne sygnały, których odbiór powinien wykluczyć dalszy pobyt w lokalu.
Pierwszym sygnałem była woń oleju, na którym "Leśne Runo" smaży swoje specjały, niechybnie bijąc rekord Guinnessa w długości czasu wykorzystania tego samego tłuszczu. Drugim sygnałem była uprzejmość pani za ladą, która stanowczo dawała do zrozumienia, że jest dziś niedysponowana, ma poważnie zużyty układ nerwowy, a najgorsze co mogło ją w życiu spotkać, to obsługiwanie amatorów "Leśnego Runa" w Pszczółkach.
Odniesienie do geografii jest konieczne, bo "Leśnych Run" jest sześć, wszystkie urosły w północnej części kraju i mają konsekwentny marketing: potrawy nazywają się "Przysmak leśniczego" albo "Sznycel gajowego" (czy jakoś tak) i zawierają akcenty nawiązujące do flory i fauny rodzimych lasów, chociaż zamiast ciastka z jagodami w karcie jest placek kokosowy – wytwarzany z udziałem orzechów, które raczej nie rosną na nadwiślańskich sosnach. Ale to drobiazg. Znacznie większym dysonansem jest fakt, że właścicielem "Leśnych Run" jest Towarzystwo Przyjaciół Polskiej Kuchni, która to nazwa po wizycie w Pszczółkach wydaje się mało trafiona.
Kotlet schabowy, danie, z którym polska kuchnia przyjaźni się od wieków – w pszczółeckim "Leśnym Runie" ma postać wyschniętego wióra bez cienia smaku. Odgrzany w mikroweli wygląda, jak wykopalisko archeologiczne z czasów kultury łużyckiej. Równie przykry jest fakt, że kotlet został niegdyś usmażony na oleju silnikowym (wszystkie "Leśne Runa" znajdują się na stacjach benzynowych), a panierowano go w substancji spokrewnionej z żużlem. W Pszczółkach występuje na talerzu w towarzystwie…połowy pieczarki: czarnej, zwiędniętej i chyba już przez kogoś żutej.
Nic zatem dziwnego, że restaurację odwiedzają głównie kierowcy tirów – dżentelmeni o strusich żołądkach i obniżonym progu wymagań, o czym świadczy zdolność mieszkania w szoferkach bez prysznica oraz uroda i seksapil pań oferujących na parkingach usługi erotyczne. Schabowy w Pszczółkach działa podobnie: jest możliwy do skonsumowania, choć nie bez obrzydzenia i z ryzykiem zachorowania.