Wiosna przyszła, słońce świeci, a po kątach syf. Co z tym zrobić? Dziś zamiast gotowaniem, zajmę się dobrymi radami.
Planuję remont kuchni, bo jest koszmarna. Nie odpowiada moim potrzebom, meble są do bani, brakuje mi blatu, okleina odchodzi od mebli, okap nie działa. Masakra. I tak już jakiś czas. Tylko co zrobić, żeby doprowadzić do remontu?
Mój mąż ogólnie nie lubi remontów, nie lubi aktywności domowych, nie lubi i nie umie gotować, nie lubi sprzątać, nic nie lubi. Tj. lubi grać, bardzo.
A ja lubię różne aktywności domowe, lubię coś czasami wyremontować, posprzątać, ugotować, coś zmienić i … nienawidzę grać! Tak oto pojawia się konflikt interesów na naszych prywatnych 50 m2 bez balkonu. Muszę używać różnych forteli, żeby zachęcić męża do aktywności. Największe przekręty robię oczywiście w kuchni. A na serio, przydałby się tam remont!
Zapewne nie jestem sama z takim problemem. Są blogi – czytałam – żon, partnerek programistów, które mniej więcej mają tak sam jak ja. Muszą wywoływać katastrofy, żeby ich facet zechciał się oderwać od komputera. Jako, że już nie raz katastrofy kulinarne w domu wywoływałam, to cóż prostszego. Może dzięki temu doczekam się remontu w kuchni. Oto kilka sprawdzonych przeze mnie sposobów na „nieoczekiwany” remont.
1. Wybuch zupy
Mam Thermomixa. Jedni powiedzą, ale super. Inni – co z tego. A ja mówię, to świetne narzędzie, w którym osoba roztrzepana, taka jak ja, może zrobić wybuch. Jak? Sprawa jest prosta. Trzeba ugotować zupę, np. pomidorową, może być też czerwony barszcz, bardziej brudzi. Zupę gotuje się tam zwykle w 100 st.C. Po ugotowaniu, trzeba zakryć pokrywę urządzenia miarką, zmiksować zupę na najwyższych obrotach i natychmiast otworzyć pokrywę. Wytworzone pod wpływem temperatury ciśnienie, wyrzuca wirującą zupę w powietrze. Zupa ląduje na kucharce (warto ubrać się w gruby fartuch, rękawice, i zakryć twarz), na podłodze, na blacie kuchennym, na meblach, na ścianach, oknie, firanach, czasami również na suficie. Efekt jest koszmarny. Zupy w urządzeniu zostaje tylko połowę. Rozmiar zniszczeń – ogromny.
2. Wybuch szybkowaru
Gotowanie w szybkowarze jest szybkie i zdrowe. Jeśli pokombinować z zaworem, ustawić nieodpowiednie ciśnienie, przedobrzyć z ogniem na piecu, to pokrywka może wylecieć do góry. Polecam szybkowary naszych mam, są stworzone do wybuchania. Warto wtedy wsadzić do szybkowara coś brudzącego. Efekt jak znalazł. Oczywiście kucharka musi się zabezpieczyć hełmem, włożyć gruby fartuch i rękawice, zakryć twarz, patrz wyżej.
3. Wybuchające przetwory
To mi wyszło do tej pory najlepiej. Nie wiem jak ja na to wpadłam, ale sposób jest genialny. Trzeba zrobić np. powidła ze śliwek i zapomnieć je zapasteryzować. Pozostawić w wysokiej temperaturze kilka dni – może być dwa dni. W tym czasie powidła zaczynają fermentować. Wtedy należy je zapasteryzować. Jak? Nalać wody do gara, ustawić słoiki (starczą 3 sztuki) ze sfermentowanymi powidłami denkiem na dół, włączyć gaz, poczekać aż woda zacznie się gotować (w słoikach zmienia się ciśnienie). W tym momencie trzeba natychmiast wyjść z kuchni. Nie ryzykować. Nie warto. Efekt? Wielki wybuch. Powidła lądują wszędzie! Meble, blat, okna, firanki, ściany, podłoga, sufit, tak sufit, podłoga w przedpokoju, jednym słowem WSZYSTKO jest w klejących, ciemnych, lepkich, powidłach. Wszystko. W czasie wybuchu trzeba pilnować, by nikt nie znalazł się w polu rażenia. Wybuch ten jest niebezpeczny. Po wybuchu trzeba udać się do kuchni, sprzątnąć resztki słoików z podłogi i mebli. Rozmazać powidła ścierką po podłodze i oświadczyć – kochanie, tym razem to już się bez remontu nie obejdzie… Koniecznie trzeba zaprosić męża/partnera do kuchni i zaprezentować mu efekty wybuchu.
4. Inne pomniejsze dywersje z wykorzystaniem żywności
Wylanie rosnącego zakwasu na chleb. Warto taki zakwas ustawić w newralgicznym punkcie – tak by miał szansę oblać meble, tapetę i podłogę. Dobrze dokarmiany zakwas, zostawiony na noc w ciepłym pomieszczeniu, potrafi wiele zdziałać. Rośnie i wyłazi z miski. Jak mamy tapetę strukturalną, to zniszczenia są w sam raz. W dodatku sposób jest bezpieczny, nie ma ofiar w ludziach, a zniszczenia dokonują się po cichu.
5. Wykorzystanie dzieci, zwierząt do siania zniszczeń
Dzieci i zwierzęta są bardzo pomocne, jeśli chodzi o sianie zniszczeń w mieszkaniu. To sposób na mniejszy remont. Warto dać dziecku czekoladę, marmoladę, dżem, powidła, pastę ajwar, cokolwiek innego, o nadaje się do rozsmarowywania i zachęcić do aktywności plastycznych. Ostatecznie mogą być kredki świecowe, pastele olejne czy farby plakatowe w słoiczkach. Potem trzeba pokazać ścianę/ściany i wyjść. Dziecko świetnie wie co ma robić. Po pół godzinie wchodzi się do kuchni i załamuje ręce, jednocześnie biadoląc: Kochanie! Coś ty narobiła/narobił? Jak ja doczyszczę te ściany? No nie da rady!
Ze zwierzątkami nie mam dużego doświadczenia. Dotychczas wykorzystałam do siania zniszczeń moje papugi faliste lub zeberki – kultowego Boba i Bobka. Były niezastąpione, bo latały i brudziły wszystko w lot. Myślę, że warto skorzystać z umiejętności psa i kota, fretki czy innego ruchliwego zwierzęcia.
Zwierzęta, jak dzieci, lubią się brudzić i lubią się bawić. Można im udostępnić jakąś brudzącą żywność i efekt jak ta lala.
6. Wykorzystanie przypadku/wypadku do generowania zabrudzeń
Można zawsze się potknąć i przewrócić na ścianę z ciastem czekoladowym, zupą, roladami w sosie, smalcem… Tylko, trzeba potykać i przewracać się umiejętnie, by nie zrobić sobie krzywdy. Lepiej upuścić garnek, niż upaść z nim. Trzeba tylko uważać by nikt nie znalazł się w polu rażenia. Można wylać kawę parzoną z fusami na ścianę (plama jest tłusta, brudna i ciężka do zmycia). Można ogólnie smarować, wylewać, rzucać, ale ryzyko jest takie, że ktoś zauważy i nas przyłapie. Wybór zostawiam niszczycielom.
Ja planuję remont generalny, więc zastosuję sposób z powidłami. A co!
Roberto
Mam pomysł. Wyślij zapytanie do IKEA jak bardzo musiałabyś doprowadzić swoją kuchnię do ruiny aby oni sfinansowali Ci nową? Może wejdą w takie wariactwo a co?
Pani Łyżeczka
Hehehe, nie kuś 🙂
Smutne :(
Mam nadzieję, że w tekście jest gdzieś napisane, że to wszystko prima aprilisowy żart (ale nie mogę już czytać dalej bo to „chora” historia). Bohaterce tej historii bardzo współczuję toksycznego małżeństwa i mam nadzieję, że prędzej niż później się obudzi, ale na pewno nie powinna dawać nikomu rad jak jeszcze bardziej „utoksycznić” relacje innych.