Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Archeolodzy zawsze coś znajdą. Na południu Węgier odkryli, że w czasach cesarzy rzymskich parano się tam uprawą winorośli. Zdaje się to wielce prawdopodobne, bo klimat mają wyjątkowy. Villány, tak nazywa się ten region, ma warunki porównywalne z północą Bordeaux – leży na tej samej szerokości geograficznej. Oglądając zdjęcia (pewnie specjalnie wybrane!), ma się ochotę natychmiast tam jechać, nawet jeśli przemysł winiarski jest komuś obojętnym. A widać, że Pan Bóg zrobił wszystko, aby ludziom tu mieszkającym wino robiło się samo. Dywanik lessu spoczywający na wapieniu pełni rolę wkładu kominkowego, przepływająca Drawa jest wielkim, naturalnym nawilżaczem, a gorące, podziemne wody, to wypisz-wymaluj gumowy termofor w stopach winnych krzewów. O sprzyjających rocznych temperaturach, opadach i dniach słonecznych już nawet nie wspomnę.

Z tej to, winem płynącej krainy, przybyła do nas Éva Borbás – odpowiedzialna za eksport wina z winnicy Csányi Pincészet.  Pamiętała, na szczęście, o zabraniu ze sobą kilku butelek na spróbowanie. Nie będziemy zanudzać się opisami barw kolorów, złożoności smaków, składu kupażów, procesu winifikacji, leżakowania, butelkowania oraz innymi, pasjonującymi wąskie (wino)grono fanatyków enologii, szczegółami. Napiszę parę słów o wrażeniach,  z którymi ten wieczór będzie mi się kojarzył.

Ciekawostką jest, że właściciel winnicy to bankier. W 1996 roku kupił 500 hektarów upraw, zrestrukturyzował i unowocześnił. Teraz zaczyna zbierać plony. Wino dojrzewa zarówno w nowym jak i starym dębie, ale, uwaga: nie francuskim i nie amerykańskim, lecz miejscowym, węgierskim. Jest to region słynący głównie z win czerwonych – najwyżej ocenianych na Węgrzech. Produkcja roczna to dwa miliony butelek.

Z sześciu win, które Éva nam przedstawiła, poleciłbym dwa: Olaszrizling, czyli riesling włoski (24 zł) – świetny na niezobowiązujące spotkanie. Przyjemny, subtelny, łatwy do picia, bez konieczności organizowania zakąski, lekko półwytrawny z delikatnym, kwiatowym aromatem. Jest duże prawdopodobieństwo, że dopasuje się do każdego wizytującego nas gościa. Drugie wino to Merlot (85 zł) – z wyjątkowo udanego lata 2003- charakterne, złożone i taniczne. Do picia z kimś, kto potrafi docenić. Cena nie najniższa, ale odpowiednia…

Krajobraz Węgier przesunął się nam zdecydowanie na południe. Z braćmi Magyarami  zawsze łączyły nas przysłowiowe braterskie układy. Éva uważa, że z pewnością przyczyniło się do tego wspólne spożycie wina. Podtrzymujmy więc tę tradycję, aby wieki pracy nie poszły przypadkiem na marne!

Spotkanie miało miejsce 1 marca 2006 roku w katowickim Domu Wina, pl. Rostka 3

Foto: Marian Jeżewski