Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Ostatnio, ku przerażeniu swemu, zauważyłem, że czas oczekiwania na zamówione dania w restauracji niebezpiecznie się wydłuża. W katowickim Sushi barze czekałem ponad godzinę na zestaw sashimi. Łowili dopiero te ryby, czy co? W końcu sashimi to kawałek surowej ryby, że tak powiem „saute”, bez ryżu i wodorostów, więc jego przygotowanie powinno zająć stosunkowo mało czasu. No dobra, pomyślałem: taki dzień. Jakież jednak było moje zdziwienie, kiedy w trzy dni później w Fanaberii od momentu złożenia zamówienia do rozpoczęcia konsumpcji minęło prawie czterdzieści minut?
Coś tu musi być na rzeczy. Zacząłem się zastanawiać i wydaje mi się, że znalazłem rozwiązanie tej zagadki. Okazuje się, że wszystko przez rezonans Schumanna!
To zjawisko pulsowania pola elektromagnetycznego ziemi, związane z oddziaływaniem elektromagnetycznym, wiatrem słonecznym, obwodem ziemi i czymś tam jeszcze. Odkrył je niemiecki fizyk Schumann obliczając częstotliwość drgań, która zmienia się wraz z upływem ziemskiego dnia. Później zauważono, iż taką samą częstotliwość posiadają fale elektroencefalograficzne mózgu człowieka (EEG), a zatem funkcjonowanie człowieka, a w szczególności jego postrzeganie czasu ma z rezonansem wielki związek. No i ostatnimi laty zaszły pewne zmiany. Jedna z teorii głosi, że wraz ze zmianą rezonansu Schumanna nasze postrzeganie czasu również się zmienia. Dzisiejsza doba, mimo iż my sami nie dostrzegamy różnicy, dla postronnego obserwatora ma nie więcej, niż osiemnaście godzin i jej długość wciąż maleje. To stąd nasze podświadome poczucie, że dni biegną szybciej, godziny są krótsze, wiec na wszystko mamy mniej czasu. Co więcej, dzięki temu zjawisku również żyjemy dłużej, bo przecież skoro dawniej żyliśmy średnio 25 tys. dni dwudziestoczterogodzinnych, to teraz musi się to przełożyć na co najmniej 33 tys. dni. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać?
Teoria, jak teoria: pełna matematycznych krzaczków, roztargnionych naukowców i wypowiadana w towarzystwie wymaga dobrego podkładu alkoholowego, żeby jej wygłaszacz nie został uznany za wariata. Bo przecież na chłopski rozum, życie ludzkie musiałoby się tak wydłużyć, że dziewięćsetletni bohaterowie Starego Testamentu byliby przy nas chłystkami z mlekiem pod wąsem. No cóż… teoria ta ma jedną nieprawdopodobnie istotną zaletę: daje bowiem kelnerom w restauracji argument nie do pobicia. „Ten kotlet proszę pana, robi się w normalnym trybie, ale sam pan wie… rezonans Schumanna, no nie?”
Już nie możemy teraz pytać, czy biegająca po restauracyjnym podwórku kura, na nasz zamówiony bulion, została już przez kucharza pochwycona? Albo czy szklarnia, w której ma wyrosnąć pomidor do naszej sałatki została już zaprojektowana, bo rozumiemy, że na jej budowę jest stanowczo za wcześnie! Nie będziemy też mogli ciągnąć łacha z kucharza starającego się o odpowiednią temperaturę naszych potraw i nie mogącego wyjść z podziwu, że co jedną potrawę podgrzeje, to druga mu w tym czasie oziębnie, zamykając koło wieczności pomiędzy restauracyjną kuchnia, a przyrosłym do stolika klientem. Żadnej już złośliwości. Koniec i basta. Potrawy wymagają czasu na przygotowanie, a skoro czasu jest coraz mniej i godzina już nie jest tak długa, ale mija w restauracyjnej kuchni jak oka mgnienie, to do kogo tu mieć pretensje?
Jak to do kogo? Tylko i wyłącznie do Schumanna!