Ha! Okazało się, że mam problemy psychiczne. Tego bym się nie spodziewał. Uważam się za zdrowego kolesia.

„Obsesyjne robienie zdjęć spożywanym lub przygotowywanym potrawom, może świadczyć o „niewłaściwej relacji z jedzeniem” – zauważa dr Valerie Taylor. To wyczytałem ostatnio TUTAJ.

Dalej w artykule dowodzą, że ta nowa pasja jest kłopotliwa dla restauratorów oraz szkodliwa dla zdrowia. Szefowie kuchni czują się zniesmaczeni, zakazują nawet robienia zdjęć przyrządzonym potrawom. A my przez to ciągłe pstrykanie wariujemy. No proszę.

Tak więc idąc dalej za tym wywodem, stwierdzam, że jestem wariatem. Tak jak i setki innych blogerów, użytkowników fejsa, twittera i innych portali społecznościowych.

Oczywiście mój brzuch to też efekt tej pasji. Bo fotografowanie żarcia powoduje zaburzenia łaknienia albo sprzyja otyłości. No proszę… To jak z prognozami pogodowymi bacy. „Będzie baco dziś deszcz? Abo bydzie abo nie bydzie panocku”.

Dr Valerie Taylor, jest kierowniczką oddziału psychiatrii Women’s College Hospital w Toronto. To może wiele tłumaczyć.

W każdym razie sporo ostatnio się mówi i pisze o fotografii jedzenia. Są już pierwsze głosy oburzenia. Szał kulinarnych fotek ogarnął i nasz kraj. W komentarzach pod artykułami na ten temat stoi, że u nas teraz modne tańcowanie i jedzenie. Oczywiście jest niesmak, że jedziemy na maksa, aż do znudzenia. A co? Lepiej się zajmować sprawą brzozy, trotylu, wystąpień męskopodobnych kobiet w Sejmie czy innymi sprawami, w których można wyrazić swoją ekspercką opinię?

Fotki żarcia nikomu nie szkodzą. To świetna reklama knajpy. Długich recenzji nikomu już nie chce się czytać. A tak jest zdjęcie, widzę je, idę zamawiam to co na zdjęciu i git. Sprawa jest prosta. Spotting to nowy trend w marketingu w ogóle. Nie ma się na co oburzać.

Dla równowagi kolejny artykuł (no mówię, że sporo tego teraz). Tym razem w Wyborczej. „Smakowało? Pstryk,! Pięknie wygląda? Pstryk! Oto nowa pasja milionów: jedzenie w obiektywie” – pisze Małgorzata Minta.

Czy to źle? W ten sposób możesz zjeść ciastko i mieć ciastko, na fejsie na przykład. Oczywiście wypada zachować umiar i w tym się zgodzę z autorką tekstu. No nikt nie wytrzyma 100 jajecznic, 50 hamburgerów i 300 sałatek caprese umieszczonych na profilu w ciągu kilku dni. Też się wkurzam na takie zaśmiecanie.

Na koniec tylko dodam, że na świecie są genialni fotografowie jedzenia i styliści jedzenia. Na to wygląda, że wszyscy są wariatami. Czuję się świetnie w tym gronie. I mam gdzieś, że moje foty jedzenia są, jakie są. Koniec.

A kiełbasa będzie zamiast kropki, bo lubię kiełbasę z grilla. Hahaha! Podpisano – Wielce Wielmożny i Szanowny Wariat.

jadlo