Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Nie zawsze o nim pamiętamy. W karnawałowy czas może nagle wysłać nam sygnał. Ma różne ksywy: pikawa, pompka, kier. Każdy potrafi je narysować, chociaż w rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej.  Jest symbolem miłości i tytanem pracy. Nasze serce, bo o nim mowa, nie cieszy się widząc jak biesiadujemy. Ciężko jest biegać z pełnym brzuchem, gdy ono ledwo zipie zajmując się trawieniem! Dlatego osiągając błogostan obżarstwa, robimy się leniwi i senni. Będąc w restauracji, marzę, by wyciągnąć wówczas kości na kanapie. Niestety, nie spotkałem jeszcze lokalu, który spełniłby takie zapotrzebowanie.

To nic, że dwudaniowy obiadek przerasta nasze możliwości, zgodnie ze zwyczajem na początek przystaweczka (niekiedy ona sama wystarczyłaby w zupełności!), potem pierwsze danie, drugie… Następnie popuszczamy guzik na brzuchu, wzdychamy i zabieramy się za deserek. Gdy mamy sponsora, to dopiero nie odmawiamy sobie niczego. Przecież nam też należy się coś od życia… Po tym wszystkim najlepsza jest sjesta, a tu trzeba twardo siedzieć. Apeluję do restauratorów o wydzielenie specjalnego pomieszczenia! Proszę umożliwić nam przyjęcie pozycji poziomej, do której tak naprawdę jesteśmy stworzeni. Wygodna leżanka, przyciemnione okna, spokojna, relaksacyjna muzyka w oddali, może jeszcze ciepły kocyk… Piętnaście-dwadzieścia minut wystarczy. Sadełko zawiązane, nerwy ukojone, kręgosłup rozprostowany. Wracamy wypoczęci, w dobrym nastroju, skorzy do rozmowy, z nowym miejscem na małe co nieco…

Niezbędne do wytchnienia jest także to miejsce, gdzie król chodzi sam, a jego żona zwykle z koleżanką. Tutaj estetyka i higiena to priorytet. Różnie z tym bywa, chociaż ostatnimi czasy może trochę lepiej. Toaleta jest wizytówką lokalu.  Zupełnie inna sprawa to to, jaką kulturą osobistą legitymują się korzystający. Od jakiegoś czasu widać, że rezygnuje się z tradycyjnego oznaczania tych pomieszczeń kółkiem i trójkątem. Nowym symbolem „dla mężczyzn” jest siusiający do nocnika chłopczyk. Lecz on to robi stojąc, a na nocnik się siada. Do pozycji wyprostowanej służy inne urządzenie. Trafić z wysokości do nocnika nie jest tak łatwo, grozi strzeleniem na posadzkę lub w stopę!…  Przyrząd, który od zawsze mnie irytuje to dmuchawa-suszarka do rąk. Jaką stratą czasu jest tak stać i stać, a dłonie ciągle wilgotne i wilgotne. Papierowy ręcznik – genialny wynalazek.

Wreszcie podstawową lokalizacją naszego odpoczynku winno być siedzisko przy stoliku! Trudno relaksować się na niewydarzonym krzesełku, gdzie w jednej pozycji można wytrzymać przez półtorej minuty. Do tego dorzućmy kolebiący się stolik… Chyba nas tu nie chcą! – jedyne co przychodzi do głowy. Ale uparty klient poradzi sobie, od czego ma wafle, papierowe serwetki itp? Nie lepiej będzie jednak dla właściciela, gdy zapadniemy wygodnie i będąc dłużej, więcej zamówimy?! A może istnieje jakiś optymalny czas, powyżej którego nasz pobyt nie przynosi już zysku? Jakim klientem jest siedzący dwie godziny przy jednym piwie student? Ustalmy więc ile minut wolno przebywać przy danej wysokości rachunku. Za przekroczenie byłaby proporcjonalna dopłata!

Do restauracji przybywamy, by zaspokoić spożywczy apetyt. Chcemy też uciec poza krąg powszedniego kieratu… Smakowitości znikają w naszych czeluściach, dobre winko leczy, rozmawiamy o przyjemnym niczym, kelner czeka na nasz znak… Potrzebujemy relaksu i wytchnienia, jak leniwiec gałęzi. Z tą różnicą, że my musimy sobie na to zapracować.