Autorem wpisu jest: Dorota Mrówka

Walter Bruce Willis nigdy nie dorośnie, mimo swych 52 lat. Jak trzeba zaszaleć przed kamerami, to odda się długiemu pocałunkowi z Courtney Love, a jak trzeba się założyć z kumplami, to przebiegnie pół miasta na golasa. W sumie nie wiadomo, który z wyczynów był bardziej ekstremalny. Podobno ma w żyłach niemiecką krew (urodził się w Idar – Obertein w Niemczech), na pewno zaś ma w żyłach… żyłkę do interesów. Ale nad tym również trzeba było popracować – zawód kierowcy mechanika nie był w tym najbardziej pomocny. Skończone studio aktorskie już bardziej. Zanim jednak stanął na deskach teatralnej sceny w broadwayowskiej sztuce "Niebo i ziemia" musiał trochę popracować jako nowojorski barman. Miłość do trunków, która pojawiła się w trakcie tej roboty została mu do dzisiaj.

Co raz przecież media donoszą o jakiejś rozróbie w towarzystwie swoich kolesi wyglądających, jak „Anioły Piekieł" – przykładem niech będzie ta ostatnia, w ekskluzywnej restauracji w Los Angeles, gdzie właściciele nie odważyli się wyprosić gwiazdora, nawet gdy ten przepędził stamtąd pozostałych klientów.
Hektolitry wypitego piwa i tony zamówionych steków nie były dla właścicieli żadną osłodą. Zresztą barmański rozdział w życiu Willisa został chyba najstaranniej wyreżyserowany – w końcu mieszał koktaile z słynnej Cafe Central, gdzie zbierała się śmietanka of-broadwayu. A jak wiadomo osobiste kontakty potrafią uczynić cuda. Udało się – rząd butelek za kontuarem Bruce zmienił w rządek filmowych ról. I owszem, niektóre całkiem, całkiem…

Trudno wyliczyć dzisiaj wszystkie życiowe role Bruce Willisa – grane równie sprawnie, jak te filmowe: od ochroniarza w fabryce, przez pracownika fizycznego, do muzykanta, który próbował zawojować świat harmonijką ustną. Słyszeliście może o bluesowych zespołach Loose Goose albo The Accelerators? No właśnie. To oznacza, że nie zawojował.

Zawojował za to podniebienia i to prawie na całym świecie. Oficjalna wersja podaje, że wraz z dwoma innymi  "mięśniakami" – Sylwetrem Stallone i Arnoldem Schwarzeneggerem założył sieć restauracji Panet Hollywood, w których cały szpan polega na osobistym kontakcie klienta z gadgetami z filmowych planów. Jak wiadomo, po studyjnych halach wytwórni filmowych walają się tego całe tony. Wystarczyło tylko się po nie schylić… No tak, ale ktoś musiał na to wpaść i zarobić na tym pieniądze. Tak naprawdę, to uruchomione w 1991 roku biznesowe przedsięwzięcie jest kolejnym dzieckiem geniusza restauracyjnego biznesu – Roberta Earla, byłego prezesa innej wielkiej restauracyjnej sieci Hard Rock Cafe, który wie doskonale, czego potrzebuje Ameryka: wielkiego hollywoodzkiego snu i fast foodów.

Wystarczyło umiejętnie te potrzeby połączyć i im sprostać. Trudno się też dziwić, że gwiazdy filmu tak chętnie się zgodziły firmować ten biznes swoimi nazwiskami – kurze znoszącej złote jajka się nie odmawia. Niestety, złoto zaczęło blednąć już w 2000 roku kiedy sieć była na granicy bankructwa, a Arni zwinął z niej swoje manatki.

Ten malutki cierń nie może jednak przesłonić tak wielkiej kariery. Nie przesłoniło jej nawet huczne rozstanie z Demi More po jedenastu latach małżenstwa. Bruce wciąż gra w superprodukcjach, kasując wielomilionowe gaże. W prawdzie do „Szklanej Pułapki 4” musiał schudnąć aż dziesięć kilo. Ale co to dla niego, zawsze może trochę pobiegać po mieście… Na przykład nago!