Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Od zawsze człowiek skazany jest na współczesność. Od zawsze współczesna młodzież wzbudza u starszych zdziwienie i święte oburzenie. Od zawsze młodzieży o to akuratnie chodzi. Czaicie bazę? Przynajmniej staracie się? Ja usiłowałem – na imprezie discopolowej.

Osobom, które trochę mnie znają i którym w tej chwili uniosły się lekko brwi, wyjaśniam od razu: to był przypadek. Poszedłem na piwo,  nie mając zielonego pojęcia, że będzie tam wieczór z disco polo. O 21-wszej zagrali, a ja nie wyszedłem. Tak.

Zostałem i nawet poszalałem trochę na parkiecie. Oczywiście głośniki ryczały za głośno, ale jakie z nich płynęły słowa piosenek! Żałuję, że nie wziąłem notesu (a powinienem po ostatnim szkoleniu – chylę czoła przed wykładowcą, panem Maciejem Siembiedą). Zostały mi w głowie tylko marne strzępy typu: „spójrz na misia-a-a”, „w tulipanie Gucio czeka na śniadanie”, „viagra – była dobra dla szwagra”, „ty i ja, sia ba da”… – Wszystko to emitowane głosem faceta parodiującego misia Colargola (może stąd: spójrz na misia-a-a?!). Prosta warstwa tekstowa przekazywana męskim-nie-męskim tembrem, doskonale harmonizowała z łatwą w odbiorze linią melodyczną i taką samą aranżacją. Zastanawiam się, czy jest to efekt zamierzony, czy naturalna, spontaniczna twórczość?

Usiedli niedaleko: chłopak z dziewczyną – on objął ją i tak zastygli w bezruchu – patrząc na skaczących… Niektórzy tańczyli przy swoich stolikach… Ciekawe, że świeże, niepasteryzowane piwo, które było całkiem przyjemne (z każdym kuflem coraz bardziej), cieszyło się w wielu przypadkach mniejszym powodzeniem od butelkowego – droższego. Czyżby manifestacja zamożności? Szpan?
Niestety (dla mnie) – młodzież paliła. Sześć sympatycznych dziewczyn siadło obok. Pięć z nich wyciągnęło papierosy i po chwili siwy dym zakrył ich młode buzie i piersi…

Im bliżej północy, tym gęściej było na kilkusetosobowym parkiecie. Sama młodzież i ja. Dominował strój kolorowy, niezbyt odjechany, ale zadbany, może wręcz odświętny. Nastrój ogólnego szaleństwa. – W odróżnieniu ode mnie inni przyszli tu specjalnie – widać po zadowolonych, „uchachanych” minach. Bawili się znakomicie. Przecież w tym rzecz właśnie. Nigdzie nie było (przynajmniej do 00.15) zataczających się, naćpanych czy agresywnych…

Będąc w środku tej zabawowej atmosfery można zrozumieć skąd taki popyt i popularność. Jest rynek – jest zapotrzebowanie. Problem mamy wtedy, gdy nie „czaimy bazy”. Jeśli ktoś inaczej myśli, mówi, trzyma filiżankę, bawi się, czesze i drapie po biodrze. Jeśli wylizuje sreberko z jogurtu, woli wino od wódki, jeździ wolno samochodem, nie przeklina, lubi cynaderki, nie pali, ma tatuaże na czole, nie używa komórki… Jeśli woli wódkę od wina, przeklina, pali i kocha szybką jazdę… Jeśli jest inny, to znaczy nie – normalny. A gdyby było inaczej, gdyby tak częściej próbować pojąć – czaić czyjąś bazę, po drugiej, niezrozumiałej stronie świata? Oj, byłoby fajnie! Sia ba da…