Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Są takie restauracje, o których się nie zapomina. Cóż takiego mają w sobie? Pewnie do końca nie wiadomo, chociaż akurat w tym przypadku na plan pierwszy wysuwa się wystrój wnętrza i jedno sztandarowe danie. Problem w tym, że to dość daleko – jakieś siedemset kilometrów od Katowic! Ale z drugiej strony, jak smutne byłoby życie, gdybyśmy czasem nie udawali się w podróż? Zdaje się w końcu, że od podróży się wszystko zaczęło, skoro najstarsze opowieści świata podróży właśnie dotyczą. A i sami piraci, do których restauracja ta się odwołuje, przecież na podróżowaniu znali się niezgorzej.
Captain Morgan Pub znajduje się na Helu, w którego nazwę nie mógł swego czasu uwierzyć pewien znajomy Amerykanin. Wziął w końcu i pojechał tam, żeby kumplom zdjęcie zrobić przy tabliczce z nazwą miejscowości. Angielskie „piekło” w naszej wersji przez jedno „l”, tak mu się spodobało, że potem o niczym innym nie mówił. Nie wiadomo zresztą, czy źródłosłów Helu ma coś wspólnego z piekłem, wiadomo za to, że sam półwysep piekielny jest niesłychanie. Z trzech stron woda, a z czwartej cienki przesmyk z asfaltową, dosyć wąską drogą. Łatwo sobie wyobrazić to miejsce podczas sztormu albo ciężkiej zimy. Wiemy przecież, jak pogoda zimnem potrafi zaciągnąć od wody. I w tym piekle całym znajduje się restauracja, do której, będąc w okolicy, zajrzeć trzeba koniecznie. Jest bowiem połączeniem dobrze nam znanych, śląskich knajp z wystrojem skombinowanym na targach staroci i marynistyczno – żeglarskiego wyszynku. Z tą różnicą, że tutejsza graciarnia wypełniająca tę małą przestrzeń po brzegi, ze statków i okrętów pochodzi. Jak tu nie odlecieć w wyobraźnię wśród tylu bulaji, kompasów, sekstansów, szekli, lin i sieci? Ale jest tu coś jeszcze, co marzeniom morskim dodaje animuszu, a mianowicie najlepsza zupa rybna na świecie – a przynajmniej w tej małej części świata. Zupa rybna z łososia (5 zł) jest tu lekko pikantna i delikatnie oleista, a aromat, jaki roztacza, przyprawia o zawrót głowy. Wziąłem jeszcze obowiązkowe piwo (0,5 l za 4,5) i półmisek łososia z krewetkami i borowikami (11 zł), pieczone ziemniaki z masłem czosnkowym (5 zł) i zestaw surówek (5 zł). Ryba znakomita, a połączenie jej smaku z borowikami z patelni… hm… co tu dużo gadać! Na szacunek zasługuje również surówka na słodko: z czerwonej kapusty z rodzynkami i suszonymi morelami. Znajomym, z którymi byłem, zamówione mięsne potrawy mniej przypadły do smaku, ale z drugiej strony, w Morganie z tak bogatą ofertą rybną zamówić „nie rybę”…
Szkoda tylko, że z Morgana nie widać znajdującego się kilkadziesiąt metrów dalej morza – można by od razu się rozpłynąć w morskich opowieściach. Chociażby przypomnieć sobie tę pierwszą, najstarszą morską opowieść, w której niejaki Jazon podstępnie pozbawiony królewskiego tronu wyrusza na wyprawę, by wywiązać się z niemożliwych do zrealizowania zadań wyznaczonych przez niegodziwego króla. Skrzykuje niezwykłą załogę, bo jeśli uda mu się odnaleźć i przywieść Złote Runo, będzie mógł odzyskać tron. I tu zaczyna się barwna opowieść o odwadze, przyjaźni i miłości, jak to w morskich opowieściach bywa. Jazon po drodze zdobywa miłość pięknej Medei, co więcej, musi się zmierzyć ze zderzającymi się skałami, smokiem, który nigdy nie śpi i chordą Amazonek – tak samo zdesperowanych, jak dzisiejsze feministki w tenisówkach! Ale to wszystko i tak się opłaci, bo upragnione Złote Runo, czymkolwiek by nie było, zostanie zdobyte. Warto zwrócić uwagę, jak opowieść ta bliska jest opowieściom o poszukiwaniu Świętego Gralla. I tam i tu mamy do czynienia z potrzebą odnalezienia czegoś bezcennego, tajemniczego przedmiotu obdarzonego wielką mocą. Posiadając zaś moc, można realizować swoje marzenia. I jednocześnie w tych dwóch opowieściach marzenia zaczynają się spełniać wraz z wyruszeniem na wyprawę. To tak, jak w Zen, kiedy mistrz zapytany przez ucznia, co będzie na końcu ścieżki odpowiada: „zaczniesz się o tym dowiadywać niebawem”. „Kiedy?” – dopytuje uczeń. „Wystarczy wkroczyć na ścieżkę!”
Captain Morgan jest jedną z licznych przystani na drodze podróżujących. Kimkolwiek by byli: argonautami, piratami z Karaibów, czy sanjasinem wędrującym ścieżką. Przystanią, którą, będąc w okolicy, koniecznie trzeba odwiedzić!