Jestem gadżeciarzem. Lubię sobie kupić coś takiego, co wywołuje u innych efekt ŁAŁ. Mam w kuchni serię maszynek i machin, które ułatwiają pracę w kuchni. Wiadomo, faceci lubią jak jest prosto i przyjemnie przy okazji.

Całkiem niedawno wybudowałem dom, zasadzilem kilka drzew i… urządziłem sobie kuchnię. Z bajerami. Lodówkę mam z komorą zero, kuchenkę z programami. Mogę wyklikać czy chcę coś odmrozić czy też upiec ciasto, mięso czy cokolwiek innego.

Mam też serię markowych machin, które wytwarzają hałas o zróżnicowanym natężeniu, z funkcjami obrotów turbo (kruszą lód, ucierają miód i powidło robią), mikserek z obrotami 15 tysięcy czy jakoś tak, który potrafi utrzymać szklankę z miksowanym płynem w powietrzu.

Zapomniałbym. Ostatnio dostaliśmy w prezencie od rodziców komplet  garnków, w których smażymy bez tłuszczu i gotujemy bez wody. Producent gwarantuje, że mi nie zaśniedzieją w zmywarce. Oby, bo garnki z popularnej szwedzkiej sieci handlowej po paru zmywaniach wygladają jak ze szrotu.

A wczoraj sprezentowano mi komplet noży, o których marzyłem od dawna. Z opatentowanymi ostrzami, których nie trzeba ostrzyć, a które potrafią uciąć palca. W sam raz do sushi.

Sushezi-Sushi-Made-Easy

Mam też maszynkę do gotowania ryżu – sprawdza się jak robię sushi. Na urodziny dostałem też komplet żeliwnych czarek, a wcześniej żeliwny dzbanek z podgrzewaczem – żeby parzyć herbatę w czasie przygotowywania sushi.

Tylko takiego bajeru nie mam do robienia sushi (zdjęcie powyżej). Taki niby mały, a jaki zmyślny. Przydałby się. Poproszę pod choinkę.

Ewentualnie taki w bardziej rozbudowanej wersji jak w galerii poniżej:

 

Zdjęcia pochodzą ze strony http://thegadgetflow.com/