Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
Gdyby ktoś uparł się, mógłby uznać "Czarodziejską górę" za książkę kucharską. Créme d'orge na śniadanie, sześciodaniowe obiady, wyszukane desery, obfite podwieczorki, sute kolacje – wszystko to, opisane przez Manna z niesłychaną dbałością o detale. Niewątpliwie, oprócz walorów literackich, powieść jest też dokumentem sztuki kucharskiej początku XX wieku. Dodajmy: kuchni nie dla mas. Lecz tym razem nie o kulinariach będzie…
"Czarodziejska góra" – patrzę na ciepłe jeszcze tomiszcze. Dobrnąłem do końca, a nie było łatwo. To nie Dan Brown. Bez samozaparcia, ani rusz. Rosnę we własnych oczach…
Stwierdzając, że to najlepsza książka jaką czytał – albo obecny prezydent, albo były premier – nie pamiętam – zaintrygował mnie lekturą tegoż dzieła. Lecz, czy owa twórczość mogła stać się architektem duszy, natchnieniem, trampoliną kariery dla przyszłej głowy państwa? Kto wie? Moją samoocenę wprawdzie poprawiła, ale wizji takowej perspektywy nie doznałem…. Spoglądam raz jeszcze na okładkę… – Ach wiem, jasne – tytuł! Tym się różnimy! Już dostrzegam! Mamy odmienne obrazy: ja widzę wzniesienie w Alpach, politykier – szczyt swoich ambicji. To jest ich czarodziejska "góra". Oni zawsze chcą się na nią wdrapać!… Najwyżej, na samą górę! Zaczarowaną, mityczną…
…I stało się – czarodziejska góra zdobyta!… I siedzi sobie na niej napuszona, groźna duma. I co dalej? Wyżej?…
Dziś wzrok jasny wysoko płynie – strzeliście – w wieczorny firmament, w Gwiazdę Trzech Mędrców. Myśli odrywają się od gór chorych żądz, wznoszą ponad… Niechże od święta będą czyste, piękne, niebosiężne… Cuda się zdarzają! Także dla mas… Wszakże Góra jest czarodziejska!
Wigilia 2008.