Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Są ludzie, którzy dobrze czują się w otoczeniu spełnionego ładu, harmonii i piękna. Oni mnie zrozumieją. Zrozumieją męczarnię, jaką jest obrazek młodej, ładniej kelnerki cierpiącej w swojej pracy…

Podejście do klienta powinno być spacerem po płatkach róż, a kojarzyło się z drogą cierniową. Grymas towarzyszący „dzień dobry" był wyznaniem niewyobrażalnego trudu – walki silnej woli z mięśniami twarzy. Moglibyśmy to nazwać gwałtem przymuszającym ją do, chociażby, neutralności (uśmiech brzmi zbyt dumnie). Kiedy poprosiłem o kawę, dokonała próby spojrzenia na mnie, ale natychmiast jej wzrok ześlizgnął się z mojej osoby, jakbym był Obcym z Nostromo. (Nie znając mnie możecie pomyśleć, że przecież mogę tak wyglądać. OK, w takim razie wszyscy obsługiwani przez nią klienci musieli być Obcymi z Nostromo!) . Nie chodzi mi bynajmniej o to, by obligować kelnerki, zwłaszcza ładne, do kokietowania klientów, mizdrzenia się do nich idiotycznie. Problem jest głębszy.

Dwieście złotych za półgodziny roboty? Tyle, to nawet ja nie zarabiam! – zwrócił się prawnik do hydraulika. – Gdy byłem prawnikiem też tyle nie dostawałem! – odpowiedział tamten. Jeśli jest ci źle w swojej pracy, to dlaczego jej nie zmienisz? Dlaczego się jej kurczowo trzymasz? Im dłużej, tym gorzej. Dla wszystkich. Zwłaszcza dla ciebie.

Georges Pretre (jeśli oglądaliście noworoczny koncert z Wiednia, wiecie o kim mówię) 83-letni francuski dyrygent – wielkie doświadczenie i uznanie w branży, przyznał się, że ma tremę przed tym występem. A jaki dał występ! Nie była to tylko uczta dla uszu. Z wielką przyjemnością patrzyło się na niego, jak pracuje. Zadziwiał lekkością, radością i poczuciem humoru. Energią mógłby obdarzyć niejednego młodzika i z pewnością kilkanaście kelnerek…

A nieszczęśliwcy babrzą się w swoich profesjach i stać ich tylko na narzekanie. Robią byle co i byle jak. W stresie i za karę. Piekło na ziemi. Beznadzieja. Bagienko. Ale jeszcze nie jest tragicznie. Nie jest tak źle. Można wytrzymać. Nawet przyzwyczaić się. To co, że kierat, ale znany, mój. Nic mnie nie zaskoczy. Trochę uwiera to tu, to tam, ale przywykam. Widocznie musi pobolewać.

Znacie historię chłopa, który chciał oduczyć konia jeść? Już mu się prawie udało, ale koń zdechł! Lepiej więc nic nie zmieniać – nigdy nie wiadomo co będzie, może gorzej. Poczekajmy, a nóż coś zmieni się samo. Może na lepsze? Póki co zostaje babranina w bagienku.