Autorem wpisu jest: Brzuchomówca

Prawdziwi śląscy meżczyźni, którzy nie jadają na obiad selera naciowego gotowanego na parze, organizując środowiskowe wyjścia do karczmy mówią: "Idymy sie pomaszkecić". "Pomaszkecić" to bezokolicznik okoliczności hedonistycznych.
"Pomaszkecić" mieści w jednym słowie wszystko to, co można robić przy stole z przedrostkiem "po": pożreć, pogadać, popić, porechotać, pokosztować, ponarzekać, pojeść, pośpiewać i pospać w bigosie, jeśli sprawy zajdą za daleko. Słowem: pobiesiadować i po brzegi wypełnić żołądek bez możliwości zmieszczenia w nim nawet mikroskopijnej filiżanki espresso, którym kończą ucztę ludzie ulegający kosmopolityzmowi.

Wykorzystując aksjomat śląskich upodobań konsumpcyjnych (notowanych również w Czechach i Bawarii) – pewien zmyślny restaurator uruchomił w Warszawie "Kompanię piwną" – czarującą świątynię cholesterolu, która pęka w szwach, podobnie jak odzież jadającej tu ludności. Wzorem siostrzanej gospody na placu Konstytucji "Kompania" wykorzystuje dla potrzeb swojej propagandy wizualnej postać Józefa Szwejka.

Zarówno w powieści Haszka jak i jej paru ekranizacjach – dzielny wojak nie przywiązywał najmniejszej wagi do obrony interesów cesarza Franciszka Józefa, za to do jedzenia – owszem. Twierdził, że armia, której żołnierze wyżerają wątrobianki swoim oficerom musi ponieść klęskę (co się sprawdziło), w żadnych okolicznościach nie rezygnował z piwa, wieprzowiny z kapustą i serdelków, dzięki czemu nie przypominał smukłego solisty baletu i dziś może wspierać wizerunkowo warszawską "Kompanię piwną". Szwejk czułby się tu jak u siebie. Pilznera podają w "Kompanii" w kuflach o objętości małych wiaderek, których podnoszenie wymaga lekkiej zaprawy kulturystycznej. Dania należą do kategorii "palce lizać", a porcje z pewnością widać z kosmosu. I co najważniejsze: szef kuchni wie, jak przyrządzać golonki, pieczenie i inne specjały ciężkiego kalibru, co jest w Polsce umiejętnością unikalną.

W większości rodzimych restauracji słowiańsko-bawarskich tłustą wieprzowinę serwuje się w asyście tłustej kapusty zasmażanej z tłustym boczkiem i spoczywającej na talerzu obok tłustego puree z ziemniaków  polanych roztopionym smalcem. Mało kto dba o respektowanie kodeksu trawienia: pieczenia golonki w piecu, podania do niej świeżo utartego chrzanu, lekko kiszonej kapusty ze zbawiennym kminkiem lub kieliszka ziołowego likieru. Dlatego menu polskich kuchni hardcorowych powinno dzielić się na dwie karty porządkujące dania według konsekwencji spożycia: "Rozwolnienia" i "Zaparcia". W "Kompanii piwnej" nie do pomyślenia, dlatego idźcie sie tam pomaszkecić, zjedzcie chrupiącą golonkę ze świni, która musiała być championem wystawy zwierząt hodowlanych w dyscyplinie; "Nierogacizna" i pod żadnym pozorem nie myślcie o selerze naciowym. To wbrew naturze.

Restauracja "Kompania Piwna", Warszawa, ul. Podwale 25.