Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
„Jacusiu, nie bij pana, bo się spocisz!” – To obrazek mówiący, jakich wymyślnych argumentów potrafimy użyć, by wyperswadować komuś nie robienie czegoś. Komuś lub sobie. A co skłania człowieka do wykonania zamierzonej czynności byle jak?
Obiekt niby „ekskljuzif” – siadasz przy stoliku, a tam eskadra much przeprowadza przegląd poprzedniego zamówienia. Robi ci się niedobrze i spoglądasz z niedowierzaniem w kierunku kelnera. Nawet jeśli głośno nie poprosisz, by ktoś to posprzątał, to i tak już mu podpadłeś – tą miną.
Jejku. Nie histeryzujmy – pobrudziło się: kilka drobin widocznych tylko pod mikroskopem elektronowym i parę plam, które i tak dawno już wyschły. Ludzie, czego wy się czepiacie? Kto by się przejmował takimi duperelami?! "Letko" niedogotowane kartofle? No i co? Niektórzy takie lubią. O, tamten facet zjadł i nic nie powiedział! Trochę wypalcowane lustro w pachnącej inaczej toalecie i zaraz afera…
Bylejakość, partactwo – tak wszechobecne, że naturalne. Nawet przez myśl nie przemknie, że mogłoby być inaczej. Przecież to takie ludzkie. Takie bardzo. Bylejakość kocha wszelką pracę, przebywanie na biurku, w szafie, torebce, urzędzie i w ustawie. Uwielbia porządkowanie, sprzątanie, parkowanie, wymianę poglądów, spożywanie posiłków i podawanie ręki. Przychodzi sama, nieproszona. Odstawia tandetę, buble, szmirę. Zostawia brud i chaos. U swoich wykonawców nie ma zamiaru wzbudzać wyrzutów sumienia. Wyglądają raczej na zadowolonych.
Znajomy, podczas śniadania w nowojorskim hotelu, przyglądał się jak pewien Francuz złości się na obsługę, bo nie ma swojego croissanta. Dostał w zastępstwie jakieś ciastko – i tu czar elegancji-Francji prysł: jadł jak prosiak, maczał je w kawie, chlapał i kruszył po całym stoliku. Jeśli was stać, to zastanówcie się może nad wynajmowaniem dla swoich pociech francuskiej guwernantki!
Trudno nam usprawiedliwić czyjąś bylejakość. Własna, zawsze ma uzasadnienie. Zrobić coś solidnie, dobrze? O.K., ale za takie marne pieniądze? Chyba bym zwariował! Tylko skąd ta praca ma mieć wartość, skoro jest byle jaka? Błędne koło.
Z działalnością gastronomiczną sprawa wydaje się prosta. Przygotowanie potrawy wymaga czasu, cierpliwości, dokładności, wręcz perfekcji. O estetyce, schludności i miłym klimacie samego lokalu nie wspomnę. A gotowe dzieło natychmiast podlega surowej weryfikacji. Klient tylko na to czeka. Ma zmysły wyostrzone i oczy szeroko otwarte. Jak więc wytłumaczyć bylejakość? Brakiem wyobraźni? Naiwnością? Podcinaniem gałęzi, na której się siedzi? Lekceważeniem? Czym?…