Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Gazety podały, że niebawem do knajp ruszy zastęp tajnych agentów celem sprawdzenia, czy przestrzega się tam zakazu palenia. No i rozgorzała w sieci dyskusja o wolności. Bo z jednej strony wolnośc polega na tym, że mogę zapalić papierosa i sam się nim na śmierć ukatrupić. Wolność jednak to również niechęć do oddychania zafajczonym dymem powietrzem. I jak tu pogodzić te dwie przecież słuszne wolności?
Z jednej strony palacze powinni mieć prawo do swego, z drugiej strony anty palacze do swego. Rzecz wydaje się nie do pogodzenia, gdyby nie pewien mały szczegół. Otóż wolność dla antypalaczy nie naraża nikogo na przykrość. W przypadku wolności dla palaczy jest dokładnie odwrotnie. Bo nie palenie nie pociąga za sobą skutków dla reszty uczestników tego procederu – jeśli siedzi przy mnie w knajpie ktoś kto nie pali ,to przecież nie ma żadnego znaczenia. Nie pali, więc nie śmierdzi. Jeśli zaś usiądzie przy mnie palacz, to jego wolność nabiera znaczenia zasadniczego. Wiąże się ona bowiem z koniecznością wdychania tytoniowego dymu, a to – jak wiedzą niepalacze i konwertyci, którym udało się rzucić palanie – do przyjemnych nie należy. I tu jest problem. Z czym? Ano z wolnością właśnie.
Ostatnio w pewnym warsztacie samochodowym czekałem posłusznie aż mi naprawią przedziurawioną oponę. I stoję sobie grzecznie, a tu nagle przychodzi inny klient, ostro gestykuluje, zagląda gdzie popadnie i… oczywiście trzyma w łapie tlącego się papierocha. A że warsztat mały, to od razu zaczęło mnie szczypać w oczy. Skoro on uznał, że wolno mu narażać warsztatową publiczność na szczypanie w oczach, to ja uznałem, że wolno mi niezadowolenie z tego faktu wyrażać głośno. No i oczywiście najpierw nie skumał, a jak już skumał to zrobił taką minę jakbym go obdarł ze skóry, doniósł na niego do IPN-u i nie oddał pożyczonych pieniędzy. Bo w jego pojęciu wolności moje niezadowolenie… ograniczyło mu wolność. A przecież ma prawo itd… itp…
Pamiętacie scenkę z „Dnia świra", w której Adaś Miałczyński idzie narobić pod balkon właścicielce srającego na trawniku psa? Są różne rodzaje wolności i różne ich manifestacje. Ale sprawiedliwości nie ma. Bo gdyby kolo z warsztatu wtargnął do mojego domu z papierosem, to ja co najwyżej mogę mu zwrócić uwagę. Gdybym zaś ja wtargnął do jego domu rozpylając w powietrzu gaz musztardowy to z więzienia bym nie wyszedł. A przecież i to trucizna i to! I ta zabija i ta! I co z tego że jedna wolniej, druga szybciej. Sprawiedliwość jest przecież ślepa, prawda?