Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski
Człowiek kocha tajemnice. Spiski, mroczne sekrety i afery. Gdy w końcu ujrzą światło dzienne, powodują, że serce gwałtownie przyspiesza, pot spływa z czoła, a kryształ pokrywa się pęknięciami. Bywa, że los każe nam zmierzyć się z nieznanym. Zabieramy się dzielnie do odkrywania prawdy, a znajdujemy zawstydzoną własną bezradność. Podczas degustacji w ciemno bywa podobnie. Jesteś tylko ty, twoje zmysły i intuicja.
Wiktor Żelazny dobrze wie, jak przygotować taki konkurs. Butelki w czarnych kubraczkach czekały na śmiałków. Niestety, nawet z bliska nie dało się podejrzeć etykiety. Każde wino wymagało, by rozszyfrować siedem jego właściwości:
1. barwę, 2. zapach, 3. smak, 4. szczep, 5. kraj, 6. klasę i wreszcie: 7. cenę.
Powiem od razu – najlepiej radziłem sobie z barwą. Właściwie, to określałem ją bezbłędnie (i nie chodzi tu o jakieś półcienie, tylko rzeczową informację: białe czy czerwone!). Jednak to trochę za mało, trzeba było skoncentrować się też na pozostałych cechach.
Zapach – jest do przejścia, kiedy czuć go wyraźnie, intensywnie, np. wanilia (czyli leżakowane w dębowej beczce), tosty, czy aromaty kwiatowe. Delikatne niuanse umykają niczym tegoroczny śnieg.
Ze smakiem można było sobie poradzić, jeśliby wziąć pod uwagę zakres: wytrawne czy słodkie? Trudniej było wyłapać konkrety, takie jak owoce leśne, skórę, nuty czekoladowe, albo zieloną paprykę.
Zapach i smak, to przeszukiwanie zasobów pamięci, porównywanie dawnych przeżyć z wrażeniami odnalezionymi w kieliszku. I łatwe, i trudne.
Za to rozpoznawanie szczepu, jeśli nie jest typowym swoim przedstawicielem, to zajęcie cięższe, niż praca poganiacza bydła rogatego w wysokich Himalajach. Pan Wiktor musiał nieźle wysilać się, by naprowadzić nas na właściwy trop. Na koniec wykazał się jednakże pewną dozą przebiegłości. Zdublował merlota – tak różnego od degustowanego przed chwilą swojego poprzednika! No nie wiem czy to w porządku?!
Trafienie właściwej ceny nie ma nic wspólnego z wyostrzaniem zmysłów i sięganiem do przeżyć z dzieciństwa, kiedy to babcia gotowała różne ziółka, a my biegaliśmy w samych majtkach po łące. To są emocje, prawdziwa licytacja: kto da więcej, a kto mniej. Liczy się tylko szybkość i znajomość cyfr.
Bawiliśmy się wybornie. Złote strzały nagradzane były miłymi drobiazgami. Autor, za rozszyfrowanie koloru, zdobył wymarzony korkociąg. Każdemu coś tam się udało odgadnąć, w najgorszym razie był tuż, tuż, blisko celu. Punkt kulminacyjny każdorazowo wiązał się ze zdjęciem kubraczka i obnażeniem, nierzadko wprowadzającej nas w zdumienie, prawdy. Oto ona w całej okazałości:
1. Liebfraumilch Rheinhessen QbA, Niemcy, białe, półsłodkie, 19,50.
2.Tbilisuri, Marani, Gruzja, białe, półwytrawne, 26,00.
3.Chianti Riserva, Sangiovese/Trebiano, Toskania, czerwone, wytrawne, 32,00.
4.Vina la Rosa la Palma Reserva, Merlot, Chile, czerwone, wytrawne, 25,40.
5.Yellow Tail, Merlot, Australia, czerwone, wytrawne, 39,90.
Dalszą częścią imprezy była degustacja w jasno, z doczepionymi na gumce wąsami (zgodnie z francuską tradycją) oraz zajęcia taneczne na parkiecie. W końcu mamy karnawał!
Karnawałowa degustacja w ciemno odbyła się 27 stycznia 2007 roku w katowickiej winiarni "Burgundia"
Foto: Wiktor Żelazny