Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Swego czasu pewien znajomy opowiadał mi o swej żonie, która w paleniu dowcipów osiągnęła niedościgniony poziom mistrzowski. Zawsze, ilekroć przychodziły do niej koleżanki, miłe szczebiotanie kończyło się nieuchronnym: „a ja znam super kawał, poczekajcie, jak to było…., aha, przychodzi krawcowa do lekarza…” Tu następowała chwila zamyślenia, na czole pojawiały się bruzdy i już było jasne, że z dowcipu nici.

To się nazywa położyć dowcip – od razu o tym pomyślałem pochylony nad menu w nowej katowickiej restauracji Żart, gdy zobaczyłem tam danie o nazwie Położony Dowcip właśnie. Sama nazwa restauracji już staje się powodem do zabaw słownych – miast menu otrzymujemy bowiem kartę zatytułowaną: Żarcie w Żarcie!
Restauracja powstała w pomieszczeniach po dawnym Incognito – gdzie kiedyś mnie obsztorcowano za to, iż śmiałem wyrazić swe niezadowolenie z faktu podania mi ciepłej śliwowicy. No cóż – nie przyswajam ciepłego alkoholu, a tamten kieliszek miał ze dwadzieścia pięć stopni.

Teraz za to mamy restaurację Żart, która postanowiła swoich klientów raczyć humorem – od potraw nazwanych tytułami komedii, do zawartych w menu smacznych złotych myśli w stylu: „Twardość masła jest odwrotnie proporcjonalna do miękkości bułki”, czy „Osoba najbardziej drażliwa dostanie wyszczerbioną filiżankę do kawy, szklankę ze śladami szminki i włos w zupie”. A wracając do nazw, w dziale „zupy” zastanowił mnie jeden  fakt: rozumiem trop, którym udał się projektant karty dań, żeby nazywać zupy tytułami wielkich komedii. Ale o ile nie dziwi mnie w tym zestawie „Giuseppe w Warszawie”, „Zezowate szczęście” i „Stawka większa niż życie”, to jednak obecność „Czarnych Chmur” musi budzić respekt. Przed czym? Ano przed poczuciem humoru autora menu oczywiście!

Ponad to mamy tutaj pomarańczowe ściany, stary piec kaflowy i spory ekran, na którym prócz futbolowych rozgrywek możemy oglądać filmy – zwłaszcza w filmowe poniedziałki. Lokal wyróżnia się jeszcze piwem z pianką, zwanym tutaj  piwem czapowanym – co ma polegać na laniu piwa tak, by osiągnąć imponującą i twardą pianę. Sprawdziłem (0,5 L za 5 zł) i rzeczywiście całkiem dobrze im to wychodzi.

Pod tą pianę Depresja Sołtysa z Wąchocka (15 zł) czyli deska serów wszelakich – przez nazwę dania rozumiem, że z sołtysa się wszyscy śmieją, skoro przewodzi najśmieszniejszej miejscowości w Polsce i oczywiście Położony Dowcip, czyli grillowanie polędwiczki wieprzowe na grzance z masłem czosnkowym (18 zł). I tutaj muszę przyznać, że oprócz poczucia humoru w Żarcie gotowanie już  żartem nie jest. Danie było wyśmienite: dokładnie wysmażone z rozlewającym się na nim masłem – w sam raz na duży głód i marudne podniebienie. Wprawdzie na początku się trochę obawiałem, bo w końcu nazwa nie sugeruje niczego dobrego, ale jak się okazało, pozory lubią mylić.

Pamiętam, było to chyba w 94 roku na Festiwalu Komedii w niejakim Moers widziałem grupę angielskich komików specjalizującą się w paleniu dowcipów. Najpierw po każdej spalonej puencie następowała konsternacja publiczności – potem jednak, w miarę rozwoju akcji załapaliśmy o co w tym chodzi i zabawa szła w najlepsze. No bo jak można spalić nawet najprostszy dowcip. Można i to nieprawdopodobnie, co spróbuję pokazać na poniższym przykładzie. Jest jesienny wieczór, rozparte w fotelach koleżanki tryskają humorem po kilku drinkach, a pani domu (żona pewnego mojego znajomego – mistrzyni palenia dowcipów) postanawia opowiedzieć świetny dowcip o Czerwonym Kapturku, który spotkał na skraju lasu wilka z wybałuszonymi oczami. Kiedy Kapturek zapytał o przyczynę tego wytrzeszczu wilczych ślepi dowiedział się, że dzieje się tak dlatego, bo wilk właśnie załatwia swoją potrzebę fizjologiczną. Tę większą. No i teraz wersja pani domu: „Słuchajcie dziewczyny, ale super
dowcip znam…, naprawdę super…, poczekajcie…., jak to było…, a już wiem. No więc siedzi wilk przy drodze i sra….”

Restauracja, klub „Żart”, Katowice, ul. Sobieskiego 17.