Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Wiadomo, że Szwajcaria powstała dzięki inicjatywie Templariuszy. Wystarczy spojrzeć na flagę. Jeśli ktoś dalej niedowierza, to proszę zwrócić uwagę na banki. Przypomnijmy sobie czyim pomysłem jest ta instytucja? Wiadomo. Wiadomo też bez czego braciszkowie obyć się nie potrafili. Bez wina. Teraz już wiemy – mają tam także mnóstwo i tego skarbu. A cóż to za trunki? XIV Klub Konesera miał dać na to pytanie odpowiedź. I dał…

Z taką właśnie misją zjawiła się w katowickiej Burgundii pani Renata Murith, której firma NOBLESS Swiss Wine, od stycznia 2007 roku importuje do Polski szwajcarskie wina. Dla Szwajcarów sensacje Zakonu Templariuszy, to żadne sensacje (wiadomo!). Eksploatują więc rodaka, Ericha von Dänikena, by szukał po świecie rzeczy dziwnych i niewiarygodnych – z czego wywiązuje się z nawiązką. O jego odkryciach opowiadał nam – znany i lubiany ekspert oraz poszukiwacz wiedzy tajemnej i niepojętej – Jarosław Gibas.

Regiony winiarskie w Szwajcarii pokrywają się z kantonami językowymi. Jest zatem region zachodni – francuskojęzyczny, wschodni – niemieckojęzyczny i południowy – włoskojęzyczny. Gdzie w tych Alpach można uprawiać winorośla? Sprzyjające warunki są głównie w dolinach rzek i dookoła licznych jezior, na południowych stokach. Ttworzą się tak zwane mikroklimaty. Warunki bywają czasami bardzo ekstremalne, działki leżą na wysokości do 750 m, a kąt nachylenia zbocza sięga 85°! (pracownicy nie mogą mieć lęku wysokości!). Jest wielu rodzinnych winiarzy robiących wina wyłącznie na własne potrzeby. Przy rocznej produkcji przekraczającej 1 mln hl, do 2001 roku w Szwajcarii obowiązywały ograniczenia importowe, wewnętrzny popyt właściwie całkowicie pokrywał podaż. Teraz trzeba rozejrzeć się za rynkami zewnętrznymi…

Szwajcarzy robią znakomite pinot noir, merlot, a także syrah. Uznanie zdobywają również lokalne szczepy, takie jak fendant czy pamiętające czasy rzymskie – amigne. Z Thurgau w Szwajcarii pochodzi dr Hermann Müller, który w 1882 roku stworzył krzyżówkę müller-thurgau, obecnie najbardziej popularną po rieslingu, białą odmianę w Niemczech.

Pani Murith zaprezentowała nam aż 10 win. Dały one próbkę dobrej jakości i dużej różnorodności winnych produktów szwajcarskich. Opiszę wrażenia kilku z nich:

  • Blanc de Noir 2005, czyli „białe z czarnego pinota”: jasno-złota barwa, całkiem ekstraktywne; aromaty brzoskwini, mango; lekko mineralne z miłą goryczką i cytrusem; rześkie, przyjemne, długo pozostaje w ustach – 85 zł.
  • Cayas Syrah du Valais 2004: głęboki rubin; aromaty owoców leśnych, siodła końskiego, lekko pieprzne z nutką kakao; zaskakująco łagodny, robi wrażenie młodego; niezbyt długi; dobrze zbalansowana kwasowość i goryczka; wyjątkowe – 139 zł.
  • Gamaret Garonoir 2004 (szwajcarska hybryda, czyli krzyżówka dwóch szczepów): pierwsze skojarzenie z Cabernet Sauvignon; ciemna czerwień; śliwka, porzeczka, zielona papryka, aromaty wiejskie, mokrego lasu; ciekawe – 109 zł.
  • Amigne Balavaud Gran Cru 2005: półsłodkie, o kolorze bladej herbaty; dobra proporcja cukru i kwasowości; posiada złożone aromaty, ziemiste, bardzo oryginalne. Kapitalnie komponowało do podanego wcześniej rewelacyjnego fondue (1/2 ser gruyère i 1/2 vacherin – specjalnie przywiezionych ze Szwajcarii)! – 109 zł.

Były jeszcze szwajcarskie „tokaje”, ciekawe wina musujące i opowieści niesamowite o tym, jak starożytne „wimany” lądowały na płaskowyżu Nasca (Piłeś wina – nie wsiadaj do wiman! – pomyślałem), o odkryciach nie mających racji bytu (bo dla naukowców, to dowody niewytłumaczalne, czyli „nienaukowe”, czyli nie powinny istnieć, ale niestety istnieją), o kosmicznych teoriach Dänikena… i tylko dzięki degustacji mieściło nam się to jakoś w głowie…

Niemałe emocje wzbudziła też tak zwana „konfuzja seksualna” stosowana przez szwajcarskich winiarzy. Żyjąc i pracując w zgodzie z naturą, ekologią, szanując środowisko i wszelkie stworzenie – nie mordują oni szkodników, tylko rozmieszczają pojemniki z feromonami, tak, aby samce nie potrafiły znaleźć samic (można i tak, ale niektórzy z klubowiczów byli trochę oburzeni!).

Nieznana Szwajcaria stała nam się trochę bliższa tego wieczoru. Wina ma oryginalne i … nie tanie. Praca w kraju pysznych serów, czystych ulic, dokładnych zegarków, wybornych czekolad i bankowców (wiadomo skąd!) ma inną wartość. Trudne warunki uprawy i zbiorów, troska o jakość i harmonię z przyrodą też są nie do przecenienia. Wina nie na każdą kieszeń mają rację bytu, zwłaszcza interesujące i robione z taką dbałością.

XIV Klub Konesera odbył się w katowickiej winiarni „Burgundia” 27 maja 2007 roku

Foto: DM

Galeria – na ostatnim zdjęciu stoją od prawej: Renata Murith i Wiktor Żelazny, właściciel winiarni "Burgundia"