Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
To będzie smutna historia z wesołym zakończeniem. Wyobraźcie sobie życie… zwykłe takie…, w którym ambitnie osiągając pułap X przekonujemy się, że nie o to chodziło, bo tak właściwie najlepszy byłby pułap Y. Oto zdobyliśmy edukację, doświadczenie i odpowiedni poklask. Więc wymyślamy sobie przyszłość – firmę jakąś, czy stanowisko. I zdobywamy przyszłość. Jest firma albo stanowisko. Zarabiamy kwotę Z, która nawet pomniejszona o złodziejski podatek i tak nas cieszy, dopóki nie pomyślimy sobie, że kwota Z jest jednak stanowczo za mała. I dawaj kombinować, żeby było co najmniej 10 razy Z.
A potem już „w koło Macieju” – zawsze jest za mało wakacji i poziom kwoty Z jest zawsze mało zachwycający. Taki stan oznacza niestety, że znowu się w życiu pogubiliśmy. Trzeba po raz kolejny przypomnieć sobie pewną, być może najważniejszą książkę, żeby powrócić do normalności. I ja właśnie przypomniałem tę książkę sobie, kiedy w menu pewnej restauracji zobaczyłem danie Zestaw Kubusia Puchatka (5 zł), czyli 2 pajdy chleba z miodem i filiżanką kakao. Proste? Oczywiście, bo właśnie o to chodzi!
„Powiedz Puchatku – rzekł wreszcie Prosiaczek – co ty mówisz, jak się budzisz z samego rana? Mówię: Co też dziś będzie na śniadanie? – odpowiedział Puchatek – A ty co mówisz, Prosiaczku? – Ja mówię: Ciekaw jestem, co się dzisiaj wydarzy ciekawego? Puchatek skinął łebkiem w zamyśleniu. – To na jedno wychodzi – powiedział”.
No właśnie: kombinując w ten sposób wiem, co mi się ostatnio ciekawego przydarzyło. Oto na moim talerzu pojawił się chleb z masłem, mały kubeczek miodu, którym pajdę podlałem i oczywiście kakao. Niby nic, a przecież jak cieszy! Prostota godna Kubusia Puchatka i całej reszty zwierzątek o bardzo małym rozumku, tygrysów które są najlepszymi fruwaczami na świecie i oczywiście królików z wszystkimi swoimi krewnymi i znajomymi. No i pragnąc w poetyce tej prostoty pozostać, zamówiłem jeszcze w tej, podobno najsłynniejszej tarnogórskiej knajpie, pieczone ziemniaki (2,50 zł) ze szczypiorkiem i sosem vinegrette oraz zimną maślankę z pieprzem (2,50 zł). Za to właśnie Wiśniowy Sad lubię najbardziej – za prostotę. W meblach, kominku, oknach i ogrodzie. I w tym, że nie ma tam żadnego szyldu nad wejściem. Nie ważne czy nie ma, bo wymieniają i rychtują właśnie nowy, czy też nie ma, bo nie potrzeba. Wolę tę drugą ewentualność, bo oznaczałaby pierwszą knajpę w okolicy, której nie trzeba reklamować, bo i tak wszyscy, którzy mają tam trafić… w końcu tam trafią. Wystarczy odkryć w sobie Kubusia, pogłaskać się po brzuszku i pójść tylko za swoim instynktem, który Puchatka zawsze do baryłki miodu doprowadzi. Nic dziwnego, że książeczka ta stała się europejskim przekładem myśli taoistycznej. To właśnie bowiem na przygodach małego misia Benjamin Hoff wyłożył nauki Lao Tse, który z kolei zawsze podkreślał, żeby znać swoje miejsce w życiu. Wiedzieć kim się jest i kim się chce pozostać. Wówczas strach przed najgroźniejszym nawet Hohoniem nie odbierze nam apetytu.
Na koniec podjąłem jeszcze nierówną walkę z pieczonym pstrągiem (18 zł) i węgierskim winem Julianus (35 zł but.), które zostało mi zachwalone jako przednie przez kelnerkę i jako bardzo w Wiśniowym Sadzie popularne. No cóż… namówiony zamówiłem całą butelkę tego podobno cabernet sauvignon, które smakowało, jak sfermentowany sok z winogron przepuszczony przez ścierkę… Ale, ale… przecież Lao Tse smakując ocet uśmiechał się. Konfucjusz się krzywi, Budda ma obojętną minę, ale taoista się śmieje. Gdzie zatem ten cały Puchatek, gdzie to całe taoistyczne myślenie, skoro jakiś tam węgierski Julianus może mi skwasić oblicze? No to co? Druga buteleczka?
Nie mogę sobie odmówić przyjemności pewnego cytatu. Czyjego? No pewnie, że Królika, z którego tutaj akurat żaden comber po prowansalsku, ale Królik, przyjaciel Puchatka i już… O Sowie: „…trudno nie mieć szacunku dla kogoś, kto potrafi napisać WTOREK, nawet jeśli ten ktoś nie pisze tego całkiem prawidłowo” Co warto zapamiętać, prawda?
Restauracja "Wiśniowy Sad", Tarnowskie Góry, ul. Odrodzenia 4