Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Szkoda pieniędzy – uważają jedni. Trzeba pokazywać się wszędzie – twierdzą drudzy. Liczymy na nowych klientów i chcemy być zauważani na rynku – przekonują jeszcze inni. Jakby na to nie spojrzeć, są targi, które znalazły stałe miejsce na wystawienniczej mapie kraju, można do nich zaliczyć krakowskie HORECA – targi hotelarstwa, gastronomii i winiarstwa.

Jakimś miernikiem popularności danej imprezy jest kłopot z zaparkowaniem. Przebrnięcie przez zakorkowane miasto też nie należy do ekscytujących zajęć. Dobrze, że po odwiedzeniu kilkunastu stoisk z winnymi trunkami uczucia te ulatują tak nagle, jak wcześniej nadzieja na bliskie miejsce parkingowe. Aby dojść do działu Enoexpo, celu mojej wyprawy, trzeba było przedostać się między ekspozycjami oferującymi takie atrakcje jak monobloki do komór chłodniczych, systemy pakowania żywności i potraw na wynos, tace na ślimaki, piły do cięcia kości, systemy kluczy hotelowych, tkaniny zasłonowe, mięsiarki, automaty do produkcji naleśników i krokietów, makarony, kotły warzelne, syropy barmańskie, temperówki do czekolady czy niskokaloryczne witaminowe suplementy diety w tabletkach (jeszcze mógłbym wymienić kilkadziesiąt innych pozycji i tekst byłby już zapełniony!). Najtłoczniej było tam, gdzie unosił się aromat serwowanej kawy.

Targi wina zajmowały powierzchnię 700m2 (cała hala ma ok. 8 tys.m2). Naliczyłem 130 mniejszych i większych międzynarodowych stoisk (samych Czechów było ze dwudziestu). Wyobraźcie sobie wszędzie tylko jeden maleńki łyczek – i… po co mi ta relacja. Pochodziłem więc i popatrzyłem najsampierw, i dopiero potem wybiórczo przetestowałem co nieco – kroplę w morzu, o czym uprzejmie donoszę.

Tak się złożyło, że trafiłem prosto na prezentację win chorwackich, która odbywała się w Sali Degustacyjnej. To kraj, który nie tak łatwo znaleźć na sklepowej półce. Importer „Guccio Domagoj”, jeszcze nie prowadzi sprzedaży, przedstawił tylko trzy wina (więcej nie dotarło): białe Vugava (ok. 45zł) i Malvazija (ok.100zł) oraz czerwonego Plavaca (ok.45 zł) – dobrej jakości, ale szkoda, że faktycznie zbyt ubogi to był wybór.

Ciekaw też byłem mało znanych mi wyrobów austriackich. Po niefortunnej wpadce trochę bojkotowane, wracają słusznie, do łask. W bardzo dobrej cenie poleciłbym dwa różne wina. Przede wszystkim 100% Zweigelta 2004 z niewielkiej, 18 ha, rodzinnej winnicy Münzenrieder. Głęboka czerwień, zrównoważone taniny, nuty wiśni i jeżyny, łagodne, przyjemne, do codziennego picia (24 zł). Importuje je Austrovin z Kielc.
Drugie, to tzw. eiswein, wino z późnych zbiorów po pierwszych przymrozkach, słodkie Chardonnay 2003, też mała rodzinna produkcja z wielopokoleniowej winnicy Manfred Weiss. Udana harmonia słodyczy i kwasowości, może na myśl przywoływać miodowego tokaja aszu (40 zł).

Zerkając na wina Père Guillot, pomyślałem, że może jest okazja podreperować reputację Beaujolais utopioną w Nouveau. Nie myliłem się – AOC Beaujolais 2004, lekkie, sympatyczne, wyczuwalny kwiatowy aromat osadzony w owocach, zachęca do częstszego picia (ok. 32 zł).
AOC Morgon 2003, wyraziste i złożone, można wyczuć różne owoce: dojrzałą wiśnię, mirabelkę czy nawet brzoskwinię, przyjemne, z 10-letnim potencjałem leżakowania (ok. 55 zł). Winnice, łącznie ok. 30 ha, położone są w okolicy Villie Morgon, najważniejszej gminy winiarskiej Beaujolais, znanej na świecie z produkcji słynnego Cru. Bezpośredni przedstawiciel jest z Gniezna (drugi region ich produkcji znajduje się w dolinie Rodanu). Nie ma więc co przejmować się listopadowym zamieszaniem tylko spożywać „normalne” Beaujolais.

„Wina Konesera” z Ostrzeszowa, to rozpoczynający działalność importer winnych produktów z różnych stron świata. Tutaj zwróciłem uwagę na hiszpańską bodegę z regionu Extremadura, położoną niedaleko granicy z Portugalią. Celtus 2003 (kupaż Tempranillo, Caberneta i Syrah) ma owocowe aromaty, delikatną zadymioną beczkę i charakterek skłaniający do łatwego sięgania po więcej, w parze idzie dobra cena (ok. 27zł).
16 miesięcy we francuskim i amerykańskim dębie leżakuje Santa Clara Reserva 2001, 100% Tempranillo, dobrze zbudowane, z młodzieńczym entuzjazmem, przyjazne, delikatne aromaty malin  z nutą kawy, pozostające na dłużej w ustach (ok. 52 zł).

Nie sposób było przejść spokojnie obok kolorowych, smukłych butelek. To „Nalewki Staropolskie” przyciągnęły mnie do siebie. Te, które spróbowałem, zaskoczyły smakiem. Imbirówka Stryja Dionizego – świetnie zbalansowany smak miodu akacjowego i cytrusów z łagodnym imbirem – pięknie rozpłynęła się po języku i wcale nie była za słodka.
Cztery Pory Roku – z nutami ziołowymi i przebijającą się sosną, z miłą, kontrolowaną intensywnością, słodycz jak wyżej.
Są jeszcze inne, jak choćby Pomarańczowo-Kawowa, kojarząca się z amaretto. Nalewki robione są zgodnie ze starą tradycją, ręcznie i ekologicznie (bez sztucznych składników). Buteleczka 200 ml kosztuje ok. 40 zł. Producent: Karol Majewski i Wspólnicy z Łomianek.

Na sam koniec zasiedziałem się troszeczkę u Francuzów z Bordeaux – to przez wina i przedstawicieli winnic (uwaga, poniżej będzie skomasowanie francuskich nazw, ale nie da się inaczej): Milhade – Philippe’a Maurette i Lucien Lurton & Fils – Rémi Molisa, z zaangażowaniem prezentujących swoje dzieła i słynny region. Te wina dopiero wchodzą na polski rynek. Przedstawię trzy, które widziałbym chętnie na swoim regale.
Sauvignon Blanc 2005 z Château Recougne, fermentowane w niskiej temperaturze, jasnozłote, przyjemne, lekkie, owocowe o aromacie grapefruita i zielonego jabłka. Dobre na aperitif, do owoców morza, ryb i białego mięsa. Złoty medal w Paryżu w 2005 roku. Cena będzie ustalona w przedziale 20-30 zł (!).
Château Boutisse 2003 z regionu Saint-Emilion (90%Merlot, 10% Cabernet Sauvignon), dobrze zbudowane, z aromatami owoców leśnych, świetnie zrównoważone taniny, eleganckie.  Złoty medal na konkursie w Brukseli w 2003 roku (ok.120 zł).
Château Desmirail  Margaux 2004 – Grand Cru Mèdoc (60% Cabernet Sauvignon, 40% Merlot), to mój faworyt. Wino z tradycją klasyfikacji wielkich win bordoskich od 1855 roku, w wysokiej trzeciej klasie. Wyśmienicie zbalansowane, delikatne i aksamitne, finezyjne, dla mnie po prostu rewelacyjne (ok. 120 zł).

I właściwie tak pięknie mógłbym zakończyć, gdyby nie jeden incydent. Ponieważ degustowanie to ciężka praca, potrzebowałem kierowcy na drogę powrotną, zaoferowała się do tego zadania moja miła małżonka. Jej degustacja ograniczyła się do oceny aromatów i smakowania kawy. Po pożegnaniu gościnnych Francuzów i równie sympatycznej tłumaczki, pani Katarzyny Mechineau, zdążyliśmy odejść już spory kawałek, gdy dotarło do nas wołanie mojego imienia. To Rémi Molis biegł za nami z prezentem dla żony: butelką dobrego wina – tak było mu żal, że nie mogła ona kosztować tych wyśmienitych trunków!

Targi HORECA 2006, odbyły się w Krakowie, w dniach 23-25 listopada 2006 roku.

Foto: Marian Jeżewski