Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Chodzą słuchy, że kultura picia rośnie. Miejmy nadzieję, że tak. Jak to sprawdzić? Może w mediach? Czemu nie, tylko mam wątpliwości. Przyjeżdża na Śląsk węgierski Winiarz Roku, powiadamia się i zaprasza różne media, w liczbie trzydziestu. Na konferencji zjawiają się trzy. 90% uznało, że nie ma sensu interesować społeczeństwa takim faktem. Gdyby jakiś pijaczyna rozwalił głowę policjantowi, używając do tego butelki taniego wina, to co innego, to jest temat na pierwszą stronę.

Vilmos Thumerer, członek Węgierskiej Akademii Wina, Winiarz Roku 1995, dwukrotny laureat nagrody dla „rodzinnej winiarni odnoszącej najwięcej sukcesów”- to wszystko w kraju, gdzie konkurencja jest olbrzymia i wybić się jest rzeczywiście niełatwo – przyjechał do Katowic, by osobiście promować swoje utytułowane wina.
Pierwsze krzewy winorośli zasadził w 1984 roku, było tego 7 hektarów. Zainwestował pieniądze, które zarobił na hodowli kwiatów. Jeszcze wcześniej pracował w państwowym winnym kombinacie. Przełom nastąpił w 1989, wraz ze zmianą systemu politycznego. Dostał kredyt, co spowodowało szybki rozwój. Dzisiaj ma 64 hektary upraw czerwonych szczepów i 16 hektarów białych, piękną, wydrążoną w tufowej skale winnicę i 2000 m2 piwnic w pobliżu Egeru oraz uznanie, na które zapracował sam.

Ponieważ wina najlepiej smakują w połączeniu z kuchnią kraju w którym powstały, więc degustacja miała miejsce w restauracji węgierskiej, w katowickim „ Zaklętym Czardaszu”.
Winem pierwszego kontaktu okazała się Királyleányka (gratuluję jeśli udało się komuś przeczytać to bez zająknięcia), rodzime białe wino – świeże, lekko cytrusowe, miłe, dobre na aperitif, do sałatek i dań wegetariańskich.
Po nim było miękkie, maślane, z nutką goryczki Chardonnay, o całkiem długim finiszu. Świetnie komponowało z zupą rybną z mintaja – nie wiedziałem, że lubię zupę rybną!
Następne wino, to bardzo subtelne, czerwone Bertram 2001 – ukazało kobiece cechy (z intrygującą twarzą kobiety na etykiecie) – w sam raz dla szukających łagodnych wytrawnych doznań.
Z austriackiego szczepu o 30-letnim rodowodzie: Blauburger, Thumerer uzyskał wino już wyraźnie bardziej złożone, o głębszej czerwieni, wyciągające do nas małe pazurki.
W międzyczasie na stole wylądowały sporych rozmiarów, barwnie udekorowane talerze, to danie główne: „Tournedou z polędwicy na sposób budapesztański z ziemniaczkami pieczonymi, buraczki marynowane i sałatki”. – Gdybym miał trzy żołądki, to może dałbym radę całości, a tak, to tylko w jednym zmieściłem małą cząstkę, rozciągając go we wszystkie możliwe strony i zbliżając się tym samym bardzo blisko do granicy, po osiągnięciu której, następuje tylko zgon.
Na ratunek pośpieszył Egri Bikavér 2002 – duma winnicy. Ciekawy, zrównoważony bukiet o przyjemnych owocowych aromatach, zapraszający do picia. Czuję, że to znajomość, która potrwa długo.
To co miało nas zachwycić najbardziej, zostało oczywiście na koniec: Egri Bikavér Reserve 2000 – wino jedwabiste, harmonijne o intensywnym zapachu i czarownym ciemnorubinowym kolorze. Z łatwością zrobiło na nas takie wrażenie, jakiego od niego oczekiwano.
Deser: „Naleśniczki płonące a’la Gundel z czekoladą”, przekonał mnie, że faktycznie mam jeszcze jeden żołądek, który chyba był zupełnie pusty.

Vilmos Thumerer podkreślał, jak ważnym winem dla regionu egerskiego jest Bikavér, jak starają się przestrzegać funkcjonującej od 2004 procedury (na wzór francuskiej apelacji). Specjalna komisja decyduje o momencie rozpoczęcia zbiorów i dopuszcza „Byczą Krew” do handlu, kontroluje sadzonki, produkcję, udział określonych szczepów i leżakowanie.

Zaskoczyła mnie osobowość naszego węgierskiego gościa. Spodziewałem się raczej „agresywnego marketingowca” podkreślającego swoje tytuły i zasługi. A tu nie. Dał się poznać jako człowiek skromny, rzeczowy, chętnie i wyczerpująco odpowiadający na pytania. Mówiąc o kolejnych degustowanych winach właściwie w ogóle nie sugerował nam określonych odczuć, nie narzucał swojego opisu. To kolejny przykład „zwykłości” ludzi niezwykłych. W jego przypadku mamy do czynienia z elementem namacalnego argumentu – dowody czekają tylko, aby je odkorkować. Róbmy to z rosnącą kulturą!

Degustacja odbyła się w 15 listopada 2004 roku, organizatorem degustacji i konferencji był katowicki Dom Wina.

P.S.
Ponieważ niedługo później rozpoczął się „trzeci czwartek listopada”, więc spełniłem dziennikarski obowiązek i zeznaję, że „przybyło” młode Beaujolais i jest:

  • koloru zaskakująco ładnego (jakby nie BN) o głębokiej, bardzo żywej czerwieni
  • bez zeszłorocznego posmaku landrynek
  • bardziej wytrawne i kwasowe
  • w aromacie zmywacz do paznokci – pozostał
  • od tego samego producenta

uwaga: cienka ścianka butelki i bardzo kruchy, rozwalający się korek.

Foto: Marian Jeżewski