Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
W znanej nam kulturze wyróżniamy trzy rodzaje zła „z piekła rodem”: pierwsze to zło faustowskie, które po cichu kolaboruje z Bogiem, żeby nas w konsekwencji ku dobru nawrócić, jak to opisał Bułhakow. Drugie, żywcem wyjęte z filmu „Constantine”, to zło zbuntowane, które syci swoje piekielne czeluście każdą zaprzepaszczoną duszą. Trzecie to zło ludyczno – komiczne, jak z „Igraszek z diabłem” Drdy, którego bać się nikt nie zamierza i któremu jak trzeba, to w łeb rogaty przyłożyć nie zaszkodzi.
Pytanie tylko, która z tych wymienionych wyżej ikon zła przyświeca szefom kuchni, którzy swe pikantne potrawy diabelsko nazywają, skoro ostatnio w menu nowego lokalu znalazłem wpis „diabełki” w rubryce „do piwa”? A że właśnie walczę z lekturą „Klubu Dantego” po owe diabełki sięgnąłem w pierwszej kolejności, kiedy tylko zasiadłem w nowo otwartym The Old Central Pub w Sosnowcu. Szkoda jednak, że oprócz przejeżdżających obok kierowców o istnieniu nowej knajpy nikt zdaje się nie wiedzieć. A lokalik sam w sobie malowniczy i akuratnie pod piwne biesiady przysposobiony. Wystrój podkreśla angielskość sugerowaną w nazwie – ciemne meble, tapeta w paski i całe mnóstwo ramek ze zdjęciami i reklamami najbardziej znanych w brytyjskim świecie piw. I co najważniejsze, nie jest najdrożej. Wziąłem irlandzkiego beamisha (0,5 L za 8 zł), czarnego, jak smoła bo mi znakomicie kolorem do wyobrażenia czeluści piekieł pasował, no i wspomniane wyżej diabełki (9 zł), które przy bliższym poznaniu, okazały się najzwyklejszymi śliwkami w boczku. Cóż z tego jednak, że najzwyklejsze, kiedy dzięki ich nazwie wyobraźnia wskoczyła na wyższe obroty: już widziałem słynny „Necronomicon” – księgę żywych i umarłych, którą wymyślił zgrabnie Lovecraft, biorąc przykład z tybetańskiej księgi Dzjan; to znowu „Dziewięć wrót do królestwa cieni”, której to książki poszukuje bibliofilski detektyw Corso w „Klubie Dumas”; czy w końcu „Boską Komedię” Dantego, która… No ale nie będę zdradzał fabuły powieści, która właśnie robi u nas furorę, żeby wam lektury nie psuć.
W każdym razie piekło ostatnio otwiera się w literaturze frapując pisarzy i ich czytelników, tak jak otworzyły się przede mną śliwki zawinięte w boczek. Smaczne, nie powiem, ale wolę lekturę Arturo Perez Raverte’a! A kiedy już dość mi piekła było, sięgnąłem po danie, które w menu wielce mnie zadziwiło. Plastry z polędwicy z niebieskim serem i musem ze świeżych malin (16 zł), z frytkami (4 zł) i pomidorem z ogórkiem w sosie vinegrete (4 zł). Połączenie smaku pleśniowego sera z musem z malin… Hm… przyznacie sami, że intrygujące. I cóż się okazuje? Kiedy nabijamy kawałek polędwicy na widelec (nomen omen) wraz z kawałkiem pleśniowego sera posmarowanego malinami kubki smakowe zaczynają tańczyć na podniebieniu, jak wiejskie diabły po wygranej w mariaszka u Drdy! Wprawdzie kojarzenie słodkich żurawin z mięsem mamy już u nas obcykane, ale trzeba przyznać, że kwaskowy sok z malin wraz z ostrą serową pleśnią stanowi swego rodzaju nowość, a przynajmniej ja spotkałem się z tym po raz pierwszy… Ciekawe – powiem nawet, że wielce ciekawe.
A zatem piekło ponownie przegrało potyczkę z niebem, skoro diabełki nie mogą się nawet równać z malinami i serem na polędwicy stanowiącymi przysłowiowe niebo w gębie. I znów świat zmuszony jest wrócić do równowagi, w której Mefisto z czerwonymi rogami i w surducie, będzie tęsknie wyglądał kolejnych frywolnych duszyczek, podczas gdy Wielki Nawigator w Niebiesiech swoich z aniołami harcować będzie. The Old Central Pub zaś niech nam długo służy, bo miejsce jest wielce akuratne. Szkoda tylko, że nikt o nim nie wie, chyba że to efekt zamierzony i skrojony w celu potajemnych spotkań Nawigatora z tym gościem w surducie, na których podśmiewając się z rodzaju ludzkiego wspólne chytre plany będą przedsiębrać.
Restauracja Pub The Old Central Pub, ul. Dęblińska 1, Sosnowiec.