Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Stara Baśń nie jest aż taka stara, ma dopiero miesiąc i wydaje się być najmłodszą restauracją w Katowicach. Wchodzi się przez ogródek, co od razu nastawia radośnie – przecież spodziewamy się w środku choć odrobiny Kraszewskiego. A skoro o nim mowa, to gdyby menu Starej Baśni miało coś wspólnego w wymienionym wyżej autorem, to powinno pękać w szwach i bić rekordy objętości. Niestety – w menu tzw. bida z nędzą: tego co nęci wzrok nie ma, a jak już coś się uda wygrzebać (po wyczerpującym odpytywaniu kelnerki o to, którą z wymienionych potraw można spróbować) to i tak przyniosą co innego. Pamiętacie benefis kabaretu Tey? Też w pewnym momencie się przeraziłem, że po kolejnym „nie ma” kelnerka w odpowiedzi na grzeczne „a co jest?” odpowie „ja jestem!”.
Restauracja reklamuje się m. in. kuchnią kresową – ucieszyłem się bo to też Galicja memu sercu bliska i jeszcze zanim tu wszedłem roztoczyłem wizję, jak to kresowych potraw próbował będę. Jedyną zaś pozycją z kresowego menu obecną w kuchni jest zupa wołyńska cebulowa (6 zł). Zamówiłem ją tedy dzielnie i zacząłem rozglądać się po tym nowym przybytku: przedsionek i sufity w belach, na ścianach imitacja kamienia malnięta na zielono plus wiązanka złotych przebojów ze zbyt głośnego radia z egzaltowanym spikerem i całą karuzelą źle zrobionych reklam. No tak, radio wali z jednogłośnikowych kolumienek postawionych na czymś w rodzaju baru, więc jak ma być dobrze? Na dodatek zimno, że mimo spodni „siedzenie” od ławki marznie. No, chyba że nie załapałem klimatu, bo przecież w czasach bohaterów Starej Baśni też zimą grzali niemrawo. Potem następuje punkt kulminacyjny – świetny żurek! Ale zaraz… przecież zamówiłem mołdawską cebulową – czyżbym był w ukrytej kamerze? Jest jeszcze śmieszniej, bo kelnerka stawiając przede mną zupę powiedziała: „barszcz biały”! Sprawdzam w menu – jest barszcz biały warszawski, jak byk! Do niego kiełbasa z ziemniakami… Hm… Zacząłem się zastanawiać skąd oni do nas przyjechali? Z Warszawy może? A…, no to witamy!
Po żurku rzuciłem się na kolejne danie, obecne w kuchni mimo oferty karty dań, czyli filet cielęcy w cieście szpinakowym ( 9 zł) z opiekanymi ziemniakami (4 zł) i zestawem surówek (5 zł). No, jak dobrze mi się trafi – biorąc pod uwagę wcześniejszą pomyłkę z zupą – to pewnie przyniosą trufle. Niestety, trufli nie przyniesiono, a może nawet jak najbardziej „stety”, bo filet w cieście szpinakowym okazał się warty grzechu. Ciekawie smakowo skomponowany, miękki i pachnący. Do tego duże (niestety, butelkowe) Tyskie (5 zł) i jakoś to zimno zaczęło mniej dokuczać. Jak teraz sobie uświadomiłem (zliczając wydane w Starej Baśni kwoty) powinienem zapłacić 29 zł, a zapłaciłem 45 zł. Musi być jakiś powód, prawda? Może więc zapłaciłem tzw. „twarzowe”, czyli opłatę za niewyjściowe oblicze? A może zbierają na nowe auto dla szefa? No cóż – z drugiej strony któż powiedział, że życie to bukiet róż i może najwyższy czas bym się przyzwyczaił.
Stara Baśń ma wszelki potencjał na naprawdę fajny lokal – dużo jej trzeba wybaczyć, bo młoda jest i pewnie uczy się na własnych błędach. Ale w takim razie wpis z menu mówiący, że sieć tych restauracji istnieje od 1984 roku należałoby usunąć, bo po prostu kompromituje. Jeśli zaś powołuje się na tyluletnią tradycję, nie sposób nie stawiać wymagań – nie ma bowiem już miejsca na rynku na restauracyjną bylejakość. Jest za to miejsce na tanią, z pomysłem zrobioną restaurację i kresową kuchnię, których naprawdę nie ma zbyt wiele. Jest też miejsce na przypomnienie Kraszewskiego – autora 223 powieści, który wiedział czym jest konflikt pomiędzy kmieciem, a kniaziem. Nawiasem mówiąc to niezły przerób – trzeba by było pisać średnio jedną powieść w trzy miesiące i czynić tak wytrwale przez ponad 55 lat. Bez wakacji, świąt i komputera – bo przecież to podstawowe narzędzie pracy twórczej, samo poprawiające błędy, wtedy jeszcze się największym filozofom nie śniło. Jednak okazuje się, że i bez komputerowej klawiatury można stworzyć wspaniałą, pełną przygód opowieść o młodym wojowniku Ziemku, co to postanowił odebrać przeznaczoną bogu piękną Dziwę, i który strudzony mógłby w dzisiejszej restauracji odpocznienie znaleźć. Oby tylko jak najszybciej wyłączono tam radio, a i popróbować by było czego…