Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Zdarzają się sygnały na niebie i ziemi, mogące odwieść wrażliwe osoby  od raz obranej drogi. Najpierw wypadek samochodowy spowodował zator i taksówka przyjechała mocno spóźniona. Następnie zatrzymał nas szlaban kolejowy – o tej godzinie to rzadkość. Na koniec, w busie czekającym na placu Rostka pod katowicką probiernią Domu Wina, trafiło nam się  miejsce na kole. Jeśli ktoś jeździ konno, to zrozumie jak mogło wyglądać anglezowanie na co większej dziurze w jezdni. Nas nic nie odstraszyło.

Pałac Pugetów tętnił życiem – w jego wnętrzu ulokowała się armia ponad stu dwudziestu gatunków win na trzydziestu dwóch stanowiskach winiarzy z Argentyny, Chile, Francji, Hiszpanii, Urugwaju, Węgier i Włoch. Na początek trzeba było opanować zez rozbieżny, zorientować się w rozłożeniu baterii butelek i zaatakować z góry upatrzone pozycje. Miałem swój mały plan w głowie: na początek górna półka cenowa. Pierwsze kroki skierowałem więc do stanowiska nr 11 czyli do bodegi Abadia Retuerta.  Selección Especial (136 zł za butelkę) i Cuvee Palomar (220 zł) wprowadziły mnie w odpowiedni nastrój i pozwoliły wyostrzyć aparat organoleptyczny i fotograficzny. Stolik obok Agusti Torello, też z Hiszpanii, przyciągnął słynną Criptą (300 zł) – winem musującym typu cava, której eliptyczna butelka nie daje się normalnie ustawić – spoczywającą w wazie z lodem. Następnie odwiedziłem Włochy, gdzie czekało znakomite Brunello Di Montalcino (169 zł) z  winnicy I Mori i Węgry z pachnącym lipą i miodem tokajem Aszu (153 zł za małą 0,5l butelkę) z Disznoko. Potem mój plan rozsypał się i zacząłem poruszać się trochę bez ładu i składu, udowadniając, że teoria chaosu też ma swój sens.

Po „nastej” tego wieczora degustacji moje receptory zachowały się zupełnie normalnie, czyli oszalały. Dotarło to do mnie, kiedy zobaczyłem reakcję Pawła Kuflikowskiego, reprezentującego Yvon Mau, który zdziwieniem zareagował na stwierdzenie, że czuję beczkę w Chateau Ducla Bordeaux Superieur, choć to wino w beczce nie leżakuje. Przerażony, wpadłem na genialny pomysł i zacząłem konsultować doznania, a także pytać innych o sugestię co i gdzie jeszcze posmakować lub chociaż zobaczyć. Swoją pomoc zaoferował Paweł Gąsiorek, prezes Domu Wina, który współpracuje z zaproszonymi producentami  i był organizatorem imprezy. Polecił mi produkt biodynamicznej winnicy Cefalicchio z południa Włoch, wino Romanico ze szczepu Troia, które w sposób oczywisty skojarzyłem z Heleną Trojańską. Rekomendację tę przekazuję dalej Państwu.

W pewnym momencie wyłowiłem jednym uchem szmer donoszący o winie z pomarańczy. Co się okazało? Lopez Hermanos, którego przedstawiciel – Sol De Malaga, jest stałym rezydentem naszej lodówki, wyprodukował Moscatel Naranja (moscatela pomarańczowego) ze szczepu Muscat Aleksandryjski. Dzięki dodaniu skórki pomarańczowej do procesu winifikacji, wino uzyskało pomarańczowy aromat. Dobra wiadomość dla pań – ma być niedługo w sprzedaży.

Wśród osób reprezentujących poszczególnych winiarzy, miło było rozpoznać znajomych z klubowych spotkań, między innymi: Gabora Kardosa z nadbalatońskich winnic Huby Szeremleya, Elizabeth Ariano, kontynuatorkę rodzinnych tradycji z Urugwaju, Eduardo Ruiza z łączącej nowoczesność i tradycję Abadia Retuerta, czy właściciela Domaine Riefle, Jean-Claude Riefle’a.

Kuchnię serwował „Wierzynek”. Zimna płyta, podejrzewam, była wyborna. Opieram się na przypuszczeniu, bo trzymając aparat w jednej ręce, kieliszek w drugiej, a talerzyk z widelcem w trzeciej ręce, poddałem się przy kolejnej próbie podejścia do oblężonego niczym egerska twierdza bufetu. Za to ciepłe danie – pierogi z kapustą i grzybami, które zdobyła dla mnie dzielna żona, skosztowałem z wielkim smakiem i wdzięcznością.

Dużym zainteresowaniem cieszył się pokaz Macieja Katarzyńskiego serwującego andaluzyjskie sherry Manzanilla La Guita. Z kilkumetrowego wysięgnika, jak po sznurku (guita, to sznurek po hiszpańsku) z wdziękiem i precyzją, trafiał on do niewiele większego od naparstka, kieliszka. Sznurek był też kiedyś środkiem płatniczym  stąd sugestia, że dobra Manzanilla musi kosztować, więc dzisiaj na pamiątkę dołącza się kawałek sznurka do butelki.
Wino, które będę miło wspominać to Pretty (Malbec 2001) z argentyńskiej Domaine Vistalba – czy to ze wzglądu na smak, czy ujmującą harmonię z prezentującą je piękną kobietą.
Dzięki uprzejmości i biegłej znajomości hiszpańskiego Artura Boruty, dyrektora handlowego Domu Wina, mogłem zapoznać się z winami bodegi Vidal del Sas. Krótką i fachową wiedzą podzielił się reprezentujący ją Carlos Díez Sánchez. Zrozumiałem jak poważnie traktują nowy, polski rynek. Takie odczucie miałem zresztą w stosunku do wszystkich pozostałych winnic.

Kilka słów uwagi należy się miejscu. Pałac rodziny Pugetów, nawiązujący do renesansu francuskiego, zbudowano pod koniec XIX wieku, według projektu uznanego ówcześnie architekta warszawskiego Józefa Kwiatkowskiego. Odbywały się tu wtedy słynne na cały Kraków bale. Po wojnie w pałacu mieściła się prokuratura, potem przychodnia, żłobek i galeria. Jest to budynek o pięknej architekturze mieszczący się w samym centrum Krakowa. Teraz w prywatnych rękach.

Bohaterami tego wieczoru były niewątpliwie wina, w ilości, którą można by obdarzyć większość mieszkańców średniej wielkości miasta. Uznanie należy się także organizatorom, którym udało się stworzyć atmosferę dostojnej spontaniczności w eleganckim miejscu i stylu. Przyjemnie jest pisać o czymś pozytywnym, o pasji ludzi, którzy próbują uwieść nią innych, ze znakomitym rezultatem. Jedyne co muszę zakwestionować to długość spotkania – powinno trwać co najmniej tydzień.

P.S. I pomyśleć co straciłbym ulegając przesądom!

Degustacja win odbyła się 12 maja 2006 roku w Pałacu Pugetów w Krakowie, przy  ul. Starowiślnej 13.

Foto: Marian Jeżewski