Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

To zupełnie niezwykły przykład na to, jak niewiele trzeba, żeby z restauracji Kaukaskiej zrobić mekkę placków. Właściwie „niewiele” to zbyt duże słowo, bo w istocie nic nie trzeba było zrobić: ot we wnętrzach mających się kojarzyć Kaukazem nagle pojawia się zupełnie inna kuchnia i teraz… No właśnie, co teraz? Prawdę powiedziawszy kaukaskiej kuchni wielce mi szkoda i szkoda też, że katowiczanie się na niej nie poznali. Z drugiej zaś strony, placki w Plackarni Babunii naprawdę są niczego sobie.

Zawitałem tam po raz pierwszy niecałe dwa lata temu i muszę powiedzieć, że bytność restauracji serwującej jesiotra z orzechami, czy duszoną baraninę po dagestańsku wielce mnie ucieszyła. Co więcej, przewidywałem restauracji świetlaną przyszłość, mniemając, że takie rarytasy muszą się tu dobrze sprzedawać. Cóż… mylenie się jest rzeczą ludzką, bo jak się okazuje najlepiej sprzedają się u nas placki – o ile oczywiście nowo otwarty przybytek utrzyma się na rynku dłużej, niż nieodżałowany Kaukaz. Kiedyś już zaglądnąłem do Plackarni Babuni przy ul. Złotej, w olbrzymim, zimnym i niechlujnym sportowym obiekcie, ale ledwo wszedłem – otulił mnie biały dymek z przypalonych fryt i zapach stęchłego oleju, więc wykonałem zwrot na pięcie postanowiwszy pominąć to nieszczęsne miejsce milczeniem. Czym robią karierę? Marketingiem i to wcale niezłym. Raz – że dowożą placki słusznie wychodząc z założenia, że całe mnóstwo pracowników przeróżnych firm może mieć już dosyć ściepywania się na dowożoną pizzę i zjedliby wreszcie coś dobrego. A dwa – to umiejętna moderacja internetowymi forami dyskusyjnymi i cały szereg postów: „ach jakie pyszne placki”, „zjadłam tam tak dobrze, razem z Anką, co nie Anka?” i tak dalej i tak dalej. Myślicie, że nie działa?

Działa i to znakomicie, bo o Plackarni Babuni mówi się od jakiegoś czasu. Aż tu nagle „ciach” i mamy ją w centrum miasta. Jak pisałem wcześniej, wystrój został właściwie cały po Kaukazie, a zmiana dotyczy głownie menu i kelnerskich strojów. W karcie zaś roi się od naleśników i placków. Wybrałem placek bawarski z mięsno – kiełbasianym farszem (16,9 zł) plus sałatka babuni 10,9 i piwo (0,5 L za 5 zł). Dobre, całkiem dobre, ale oczywiście żadnej tam rewelacji. Co oznacza, że powstał kolejny całkiem przyjemny lokal, w którym można przebierać w plackach. I tym sposobem restauracja ustąpiła miejsca jadłodajni – czy z korzyścią dla podniebienia, katowiczanie ocenią sami. Są bowiem takie restauracje – a w mieście mamy ich ładnych kilka, które pojawiają się i znikają zawsze w tych samych miejscach, świadcząc o tym, że przyzwyczajenie klienteli do tego, że pod danym adresem znajduje się restauracja to jeszcze nie wszystko. Trzymam kciuki za Babunię, chociaż wiem jak podobne pomysły w centrum paliły na panewce – chociażby naleśnikarnia Kwadrans przy Wawelskiej.

Hm… jeszcze jedno. Otóż Plackarnia Babuni ma jedną znakomitą cechę, dającą niezły handicap na starcie. Ma otóż bardzo dobra nazwę – po pierwsze polską, po drugie ciepło i domowo się kojarzącą. Kto bowiem nie pamięta babcinej kuchni i nie kojarzy takowej bardzo pozytywnie? W naszej kulturze babcia to przecież jedna z najbardziej pozytywnych postaci. To ona przygarnia w ramiona niezrozumianych przez rodziców wnuków, to ona tłoczy do rozwartych paszczęk pyszne domowe ciasto, nawet wówczas, kiedy właściciele paszczęk są już dorośli i brzuchy zwisają im po kolana. I to w końcu ona swoim niezmierzonym sercem dzieli się z całym światem. Zwróćcie uwagę, że starsze kobiety na przykład w filmach pokazywane są w dwóch zasadniczo różnych kontekstach: jeśli ciepło i domowo, to prawie zawsze babcia, jeśli zrzędliwie i wścibsko, to zawsze sąsiadka. To dowodzi, jak wielką nasze babcie darzymy uwielbieniem. A babcia, jak to babcia – w świadomości kulturowej – nie ma co robić, wiec cały czas gotuje dla wnusiów. Jakże więc z tego nie ma wyjść coś dobrego? Ten schemat działa marketingowo, identycznie jak przy trunku Nalewka babuni – wiadomo było, że w któryś z jesiennych wieczorów trzeba spróbować czegoś takiego.

Dla mnie najlepszą powieściową babcią, była ta wspaniała roztargniona kobieta z „Osobliwych przypadków Cymeona Maksymalnego” Niziurskiego, która dodając ziółka do ciasta, dla siebie zostawiła koniak i… szkoda psuć świetnej lektury – sprawdźcie sami. 

Restauracja "Plackarnia Babuni", Katowice, ul.Kilińskiego 16