Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Odkąd do zestawu ikon popkultury dołączył facet w kolorowych rajstopkach wyposażony w kominiarkę z uszkami i „batdrabinkę” nietoperze przeżywają kryzys. Miast bowiem podziwiać ich niezwykły w przyrodzie system echolokacji i skrzydła bez upierzenia, rodzaj ludzki zainteresowany jest raczej wypatrywaniem na niebie wezwania pomocy prosto z Gotham City.
Tak przynajmniej wynika z tych idiotycznych filmów. Na szczęście są jeszcze na świecie miejsca, gdzie nietoperzom nic nie wiadomo o gościu w kolorowych majtkach i mogą sobie spokojnie zwisać głową w dół kompletnie niewzruszone tłumami podekscytowanych turystów. Tak jest na przykład w jaskini Wierzchowskiej, niedaleko Ojcowa, w którym z kolei znajduje się całkiem sympatyczna Piwnica Pod Nietoperzem właśnie.
Sam ojców, o ile krótki spacer nie wprowadził mnie w błąd, jest raczej mikroskopijny. I w tym malutkim miejscu znajduje się uroczy zakątek, do którego turyści walą drzwiami i oknami w celu popróbowania naprawdę niezłej kuchni. Ja niestety byłem tąże kuchnią lekko zawiedziony w momencie, w którym odkryłem, że nie podają tu nietoperzy. Wiem, że to żylaste danie, ale w końcu w takim miejscu jakoś by się obroniło.
Tak poważnie zaś kuchnia Piwnicy Pod Nietoperzem jest słusznie wielbiona głównie za Maćkowe placki (14 zł). Nie mogłem ich nie spróbować – są olbrzymie, puchate i obłożone właściwą wersją ciężkiego sosu z dużymi fragmentami mięsiwa. Do tego browarek (0,5 L za 5 zł) i radość pełna. Wcześniej tuż po „wyczerpującym” spacerze posiliłem się żurkiem z jajkiem (5 zł) i właściwie to dopełniło kulinarnego kompletu.
Sama piwnica jest przyjemnie urządzona – mieści się w drewnianym budyneczku poczty i zdaje się być centrum Ojcowskiego świata.
Wewnątrz znajdujemy oczywiście całe mnóstwo bibelotów wyeksponowanych w skrzyniach okrytych delikatną siatką. Do tego cała galeria obrazków na ścianach – czywiście z cenami, co od razu sugeruje, że na turystach trzeba zarabiać, bo ci ostatni wszystko kupią, co ma na sobie cenę. Nawiasem mówiąc warto by to potwierdzić eksperymentalnie przyklejając metkę na maczugę Herkulesa.
Zatem kiedy będziecie w Ojcowie koniecznie zajrzycie do Piwnicy pod nietoperzem, ponieważ jest tam dużo przyjemniej niż na przykład w jaskini Łokietka, w której woda kapie ze stalaktytów na stalagmity (lub odwrotnie, bo zawsze mie się to myli) i w której przebywanie dłużej niż piętnaście minut powoduje natychmiastowy przypływ bóli reumatycznych.
Pamiętacie polski horror pod tytułem: „Lubię nietoperze”? Chodziło w nim o to, że nietoperze są fajne gdy się jest wampirem wysysającym ludziom krew w celach spożywczych. Dramat tej tandetnej groteski polegał na tym, że fruwało na tym filmie całe mnóstwo tym malutkich zwierzątek wystraszonych aktorką udającą ekranową piękność. Były to niestety czasy, w których w końcowych napisach nie informowało się widzów o tym, że zwierzętom nic się nie stało. Na szczęście czasy się zmieniły, świadomość współistnienia wśród „braci mniejszych” wzrosła i dzięki temu wiszące spokojnie w jaskini gacki mogą sobie tam dalej spokojnie wisieć. Chociaż z drugiej strony na moim talerzu też im mogło by być do twarzy.
Bar restauracyjny „Piwnica Pod Nietoperzem”, Ojców 15.