Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Restauracja to chyba w tym przypadku trochę za duże słowo – w rzeczywistości to najzwyklejsza kebabownia, jakich wiele. Interesujące jest jednak to, że w tym nowo otwartym lokalu trudno znaleźć wolny stolik, a to oznacza, że „jakich wiele”, wcale nie musi przekładać się na „już wystarczy”. Dobre miejsce, prosty pomysł i całkiem dobre żarcie to w Katowicach, mimo już całkiem niezłej ilości restauracji, wciąż recepta na zdobycie klienta.
Wnętrze do bólu przewidywalne: fajki wodne, łuki i ornamenty i skrzące się kolorami szkatułki pod taflą szkła na stołach. Nic takiego, ale za to z jaką nazwą! Petra bowiem uruchamia wyobraźnię, jak mało co – wystarczy przymknąć oczy i wszystko się zmienia… Wykuta przed naszą era w czerwonoróźowej skale stolica Nabatejczyków, do której prowadzi wąska i jedyna droga, zawsze przyciągała uwagę reszty świata i omamiała swym blaskiem. Przez wieki nie zdobyta i leżąca na przecinających się szlakach handlowych w końcu stała się siedziba krzyżowców, by wreszcie poddać się trzęsieniom ziemi. I na sam koniec swojej dumnej historii weszła między bajki, a włożył ją tam mistrz bajdurzenia, niejaki dr Jones. Darujemy mu to jednak, bo przecież uwielbiamy tę współczesną legendę pełną szeleszczącego po szkocku Seana Connery’ego ze swym sztandardowym „I`ve loszt him”. Jesteśmy nawet skłonni wybaczyć, że to nie kto inny, ale Amerykanie w tej historii znajdują Graala, a stary krzyżowiec pilnujący kielicha nie jest templariuszem, za to tak pięknie wzdycha: „długom czekał”! A najzabawniejsze jest to, że w ogóle nas nie dziwi, co słynny i poszukiwany tak wiele lat kielich robi w Jordanii, skoro aż z tylu źródeł wiemy, że został przywieziony do Europy przez Józefa z Arymatei. O ile oczywiście był tym, za co się go powszechnie uważa. Jednak historia przygód Indiany Jonesa tworzy kolejny mit – funkcjonujący w kulturze coraz samodzielniej po to, by przyszłe pokolenia uznały go za oczywistość. Pomieszanie z poplątaniem, a w środku Chazne – prawdopodobny grobowiec któregoś z władców Petry, jako dom Graala.
Piękny Misz masz, czyli wszystko z wszystkim. I jak tu pod mit ten uroczy nie zamówić grill mixu (17 zł) w katowickiej Petrze? Przecież to idealne odwzorowanie tych wszystkich przenikających się nawzajem opowieści z innej bajki. Cztery różne rodzaje mięsa – wołowina, wieprzowina, kurczak i mielone, do tego frytki, czyli wymysł zupełnie innej cywilizacji. Duże, przyzwoicie smaczne i coca cola, bo piwa tam, póki co, jeszcze nie leją. To zderzenie grillowanego po wschodniemu mięsa z kulturą frytek i coli zadziałało, jak wyzwalacz tej opowieści z Indianą Jonesem na tropie największych historycznych odkryć. Fryty i kebab, jak przystojny archeolog komandos i największa zagadka naszej cywilizacji zespolone w jedno pop kulturowe danie. Kicz? Może tak, ale jaki smaczny!
Hugon de Payns – średniowieczny rycerz, założyciel Zakonu Rycerzy Świątyni – pierwszych poszukiwaczy, a być może strażników Świętego Graala pewnie przewraca się teraz w swym grobowcu na samą myśl, jak tą piękną i najbardziej romantyczną historię frytkami zagryzamy. Jego towarzysze: kilku rycerzy prowadzących wykopaliska w stajniach Świątyni Salomona również nie mogą w to uwierzyć. Jak to możliwe, że historia, która miała nauczyć ludzkość, że istnieje coś więcej niż tylko doczesność, coś, w co należy wierzyć i wiarą tą kierować się w rycerskości swojej, zmieniło się w mit konsumowany za kilkanaście złotych kinowego biletu? A jednak tak się stało, bo taka jest natura mitu. Dobrze tylko, że tak naprawdę to od nas zależy, czy pałaszowane frytki z kebabem nie staną się naszym nowym Graalem. Dobrym, ale czy wartym zawieszenia białego płaszcza z czerwonym krzyżem na strychu?
Katowicka Petra wzięła się nagle nie wiadomo skąd i podobnie jak inne przybytki tego typu udowodniła, że była tu oczekiwana. To świetnie, bo w moim przekonaniu miejsc z przyzwoitym żarciem nigdy za wiele. Ma też jedną ważną cechę – a mianowicie można tam zjeść przez całą noc, bo zamykają dopiero o szóstej rano. Hm… a czyż noc nie sprzyja bardziej posiadaczom białych płaszczy?
Damian
Pracowałem tam w latach 2005-2006. Miło wspominam ten okres.
Było pysznie:)