Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Góralskie restauracje mnożą się przez pączkowanie. Najpierw z Karcmy pod strzechom, stanowiącej największą turystyczną atrakcję katowickiej Ligoty, wypączkował Marysin Dwór na osiemset miejsc. Później kolejny pączek rozkwitł w Dolinie Trzech Stawów. Nazywa się Karcma pod strzechom, rozrasta się powoli i oferuje kawę, grilla i przelatujące nisko samoloty.

Odwieczne miejsce spacerowe katowiczan zaczyna tętnić życiem każdego lata. Do niedawna stała tu samotna budka z piwem i hamburgerami z mikrofalówki, a teraz namiot na namiocie: do koloru do wyboru. Piwo, kiełbaski i rzut okiem na wody toń. Jeszcze rok temu jeden z trzech stawów suchy był jak wiór i jeździły po nim buldożery. A teraz proszę: wędkarze, żaby i chaszcze. Rekreacja, że mucha nie siada. Najśmieszniej jest na najmniejszym stawie – na tym, gdzie się wolno popluskać. Przypomina on bowiem rozmiarami wannę, a mimo to narodu tam w weekend, jakby coś za darmo dawali. Jakby tak przydzielić stojącą w tym stawie wodę na jednego amatora kąpieli, to wyszłoby jakieś pół szklanki. Ale z drugiej strony jak rekreacja, to rekreacja. Wybrałem się więc na rekreacyjnego grilla, żeby popatrzeć chwilę, jak w powietrzu wariaci fruwają: instynkt człowieczy podpowiada przecież, że wszystko, co cięższe od powietrza prędzej, czy później przestanie się w nim unosić. Innymi słowy: łatwiej uwierzyć w istnienie samolotów pionowego lądowania, niż startu.

Ale wracajmy do grilla – strzeliłem sobie udziec wieprzowy i muszę powiedzieć, iż wielce był akuratny. Grillowany w plastrach smarowanych jakimś wywarem, którego skład pewnie stanowi tajemnicę miejscowego kucharza. Co tam zresztą wywar, kiedy udziec w sam raz na upalny wieczór – nawet tłuszcz wytopiony, tak że można lekko nagiąć rzeczywistość i usprawiedliwić łakomstwo przed samym sobą, nazywając go w myślach dietetycznym. Wiem, koń by się uśmiał. Tym bardziej, że po udźcu spróbowałem jeszcze oscypka z blachy z żurawiną, dwóch pieczonych ziemniaków z czosnkowym sosem i oczywiście kiszonych ogórków. Do tego piwo (6 zł) i wyobraźcie sobie, że za całość zapłaciłem 28 zł. Całkiem przyjemnie i niedrogo, jak na nasz rodzimy, miejski kurorcik.

I wszystko byłoby fajnie… gdyby jednocześnie nie waliło z głośników radio, któremu to hałasowi dawały radę jedynie samoloty. Trzeba było sobie szybko przypomnieć wszystkie powieści o lotnikach na raz, żeby się tym radiem nie denerwować. I kiedy tak patrzyłem na wzbijające się w niebo maszyny, przypomniał mi się pewien as polskiego, przedwojennego lotnictwa, Janusz Meissner, który przy okazji pisał jeszcze świetne książki. Czytało się to z wypiekami na twarzy, o tych wszystkich beczkach w powietrzu i przelatywaniu pod mostami i wykreowana rzeczywistość żyła sobie swoim romantycznym życiem, dopóki w muzeum lotnictwa nie zobaczyłem czym tak naprawdę nasz narodowy bohater latał. Takiej kupie złomu okolonej brezentowym poszyciem zawierzyć własne życie? To trzeba być naprawdę nieźle rąbniętym. Ale z drugiej strony to właśnie o to chodzi w micie o Ikarze. O świat podzielony pomiędzy tych, co chcą jak najszybciej wylądować i tych, co lecą zbyt wysoko i lądują pionowo, o czym już wspominałem. Jedni w nagrodę dostają bezpieczne, ale w sumie smutne i nudne życie, drudzy kilka minut ekstazy i szybkie zapomnienie o kupce popiołu, która po sobie zostawią. Co lepsze? Hm… gdyby to tylko było na pewno wiadomo?

Zatem lecąc na wysokościach należy pamiętać o tej reszcie ludzkości, która z wysoko zadartą głową zajada wieprzowy udziec z grilla i spokojnie sobie tyje na starość. To właśnie ona sprawia, ze jest dla kogo latać. Któż by w przeciwnym razie głowę wysoko zadzierał i zazdrościł śmiałkom? Któż by na nudnych lekcjach historii opowiadał o swojskich chłopakach, co to latali nad Anglią w te i we wte, kiedy trzeba było najbardziej. Romantyzm i wariactwo są w tym jakieś, a gdyby ich nie było, Saint – Exupery nie byłby lotnikiem i nie spotkałby nigdy Małego Księcia z bardzo małej planety, na której rosła jedna róża. Takie rzeczy zdarzają się przecież tylko lotnikom, prawda? 
Wypączkowana Karcma pod strzechom znalazła się w najlepszym możliwym miejscu. Dokładnie na granicy dwóch światów. Pomiędzy niebem i ziemią, o czym warto pomyśleć zadzierając głowę wysoko. A i grill tam niczego sobie…

Karcma pod strzechom, Katowice, ul. Francuska (obok lotniska Muchowiec)