Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Kiedy ostatni raz tam byłem, było świeżo po otwarciu i zapowiadało się na lokal kultowy. Potem, z biegiem lat, kultowość grzeszników znikała, jak powietrze uchodzące ze zbyt śmiało nadmuchanego balonu. Pojawiły się karty wejściowe dzielące świat na lepszych i gorszych, przy czym lepsi to ci, co mają karty nawet wówczas, kiedy na ich olbrzymie karki nie można dopasować żadnej koszuli, a gorsi to ci, którzy nie znaleźli się w odpowiednim miejscu i czasie, żeby upragnione karty nabyć. I tak, z biegiem czasu, tracił swój wdzięk, nabywając innych przymiotów.

Złośliwi twierdzą, że średnia wieku płci pięknej oscyluje wokół szesnastki tylko dlatego, że nieuczciwie ją podnoszą dwudziestoletnie kelnerki. Akurat te ostatnie to zdecydowanie najlepsza rzecz, jaka się Grzesznikom udała – są naprawdę wielce urodziwe. Są też faceci – w dwóch rodzajach – jedni mają koszulki pomarańczowe, drudzy czarne. Znaczy się obsługa i ochrona! trudno też ich zliczyć, bo kiedy wychodziłem o 22.00 wciąż było ich więcej, niż gości.

Goście zaś to w tym lokalu zdecydowany rarytas: przychodzą tu bowiem pary. I to nie takie, jak myślicie – chłopak z dziewczyną, czy para gejów to zdecydowana rzadkość. Tu przychodzą pary wygłodniałych facetów rozglądających się za parami chętnych do konsumpcji panien. I tak się to wszystko kręci w rytm tanecznych dźwięków podrzucanych przez DJ na postumencie. Jest jeszcze małe tajemnicze podium, z którego środka wystaje pnąca się ku sufitowi rura. Domyślam się, że rura wysuwa się na plan pierwszy podczas imprezy zwanej Erotycznymi Czwartkami. Ale zaraz, zaraz – patrzę na datownik w zegarku i… kurcze, przecież mamy czwartek! I teraz wiadomo, czemu oni wszyscy tak na mnie dziwnie patrzą. Przyszedłem bez pary! Ratunku!

Ale zacznijmy od początku, bo na szczęście w Grzesznikach w Niebie prócz piekła jest też niebo. Zacząłem więc od nieba, mając nadzieję, że niebiańskie będzie również menu. No cóż… raczej skromne i w żadnym razie nieba nie godne. W końcu przy pomocy kelnerki (wspominałem już o ich urodzie?) wybrałem tajemniczą potrawę nazywaną tutaj boską Jolą i pisaną "boscaiola", czyli polędwicę w sosie śmietankowym (24 zł). Polędwica i owszem niczego sobie – połączenie smaku grzybów i fasolki: lekkie, łatwe i przyjemne, ale niestety, nie boskie! Więc może boskość Joli bierze swój początek z innych, nieodkrytych jeszcze przeze mnie zalet? I znowu pojawia się nam przed oczami tajemnicza rura z piekła rodem.

 Ale nic to – jesteśmy w niebie, więc zachowujmy się, jak na niebiosa przystało. Do polędwicy zamówiłem jedyne wino, którego popróbowanie nie wymagało zakupu całej butelki i które sprawiało wrażenie znośnego: Bordeaux Grande Reserve (100 ml za 8 zł). I tutaj moi Państwo dochodzimy do zasadniczego problemu – oto niebiosa też niewinne nie są. Z jednej strony widzimy w karcie wielką reservę i domyślamy się, że będzie nam dane popróbowanie czegoś, co na to miano zasługuje, a otrzymujemy prościutkie winko, kompletnie pozbawione wyrazu. Nie, że nie dobre, ale to przecież niebo, prawda?

I to była ta kropla goryczy, która uczyniła ze mnie grzesznika, skoro wyszedłem z nieba prosto do piekła, żeby przynajmniej piwem (8 zł) przepłukać swoje grzeszne trzewia. Tam, gdzie ta rura i te spojrzenia dziwne, które mi uświadomiły, że następnym razem trzeba się będzie przed wejściem tutaj jeszcze zastanowić. No więc usiadłem, pociągnąłem łyk piwa i zawiesiłem bezmyślne spojrzenie na wspominanej wcześniej rurze. Mijały minuty, przybywało publiczności (w parach), a liczba obsługi i ochrony również się systematycznie powiększała. W końcu to Erotyczny Czwartek – pomyślałem sobie, więc może się wreszcie coś wydarzy… Nic się nie wydarzyło. Więc poszedłem sobie, bo… szkoda mi było czwartku!

Restauracja, klub "Grzesznicy w Niebie", Katowice, ul. Sokolska 7