Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Wywiad doniósł o otwarciu nowej restauracji, o wdzięcznej nazwie Enklawa. Słownikowo to obszar jednego państwa otoczony obszarem innego. Zatem jakieś odrębne coś w samym środku czegoś innego. Hm… dookoła Enklawy rozciąga się Czułów – tyska dzielnica znana z powstałej w 1887 roklu Fabryki Celulozy Sufitowej – ani brzydka, ani ładna. Zwykła i trochę nijaka. W związku z tym spodziewamy się, że restauracja Enklawa zaskoczy nas nieprawdopodobnie. Niestety… nie zaskakuje. Jest przyjemnym miejscem z przyzwoitą kuchnią, grającym dla gości radiem, czyli ma wszelkie atrybuty, by niczym się nie wyróżniać!

Tuż przy wejściu znajduje się tabliczka informująca, iż lokal ten wygląda tak ładnie, bo wykorzystano w tym celu środki Unii Europejskiej. Teraz przynajmniej wiadomo, za co tej całej Unii powinniśmy być wdzięczni – m. in. za lokal w Czułowie. W jego środku różowawo, jak na filmach o amerykańskich nastolatkach. Obrusiki, serweteczki i barek. Kiedy zaś grzeczna obsługa wymieniła mi brudny widelec na czysty, mogłem zajrzeć w menu. Tu, niestety, też o żadnej kulinarnej enklawie nie może być mowy – kuchnia mało skomplikowana, by nie rzec, znana z większości przydrożnych restauracji, gdzie królują żurki, buliony i kotlety. Miałem ochotę na carppaccio – niestety nie serwują tu tego specjału. Na przystawkę więc wziąłem łososia wędzonego z jajkiem i sosem serowym (10 zł) – całkiem przyjemny, szczególnie ta serowa skorupka na wierzchu. Potem zapragnąłem wina – niestety, pod tym względem Enklawa jest lokalem dziewiczym. Win do wyboru jest tyle, co kot napłakał i w większości marne. Wygląda to tak, jakby ktoś te wina za barem poustawiał za karę. Kazali, to wstawił, ale żeby jeszcze sprawdzić jakość, to już zbyt wielkie wyzwanie. Trudno się mówi – pozostaje piwo (4,50). I tutaj czysty odjazd, bowiem Tyskie jest tylko w butelce. I to w miejscu, od którego do wielkich browarów można się dostać w trzy minuty. Wstyd i rozpacz. Zadowoliłem się więc Heinekenem bez pianki, do tego sola z patelni w migdałach (100g za 10 zł)  i już. Dobra, ale na enklawę to trochę mało.

Pamiętam jeden z filmów Chaplina, na którym zuch z wąsikiem w pojedynkę bierze do niewoli cały oddział wroga. Zapytany przez sierżanta, jak tego dokonał, odpowiada hardo: "Otoczyłem ich!" Drugi raz ten manewr (ale w drugą stronę) powtórzyli twórcy kultowego Klossa. W jednym z pierwszych odcinków przedstawiciel Gestapo krzyczy przez szczekaczkę do zabarykadowanego w opuszczonym domu agenta: "Kloss, poddaj się, jesteś cały otoczony!"

 Te dwie "otoczone" filmowe historie przypomniały mi się właśnie wtedy, kiedy postanowiłem odwiedzić nowootwartą Enklawę. Właśnie w celu takiego "otoczenia", na co przecież nazwa stanowczo wskazuje. Są przecież takie restauracje, które otacza świat cały i nie przeszkadza im to w byciu enklawami dobrego smaku, gustu i wyciszenia. Tyskiej Enklawie to się nie może udać, dopóki nie wyłączy radia i nie zastanowi się, czy czasem nie warto pogrzebać w kulinarnych przepisach, by swych gości odpowiednio i przyjemnie zaskoczyć. Pierwsze koty za płoty: potencjał już jest – bo jeśli miejscowy kucharz tak zgrabnie kombinuje z przystawkami, jak zrobił to z moim łososiem, to znaczy, że z większymi wyzwaniami też sobie doskonale poradzi. Czego Państwu, a i sobie, z całego serca życzę!

Restauracja "Enklawa", Tychy, ul. Katowicka 198