Autorem wpisu jest: Marek Wyciślok

Jak ważne jest wino w historii Chrześcijaństwa świadczy najlepiej historia wesela w Kanie Galilejskiej. Sam Jezus nie dawał się długo prosić, by dokonać cudu przemiany wody w wino. Cud cudem, ale pozostaje bezsprzecznym faktem, że dzięki niemu goście mogli się jeszcze dłużej i huczniej pobawić. Ale już w Starym Testamencie czytamy, iż Bóg powierzył troskę o winnice człowiekowi, bo ich owoce radują serce, pozwalają też zapomnieć o trudzie i zmęczeniu. Biblia wspomina o winie aż 450 razy, wskazuje je jako jeden ze skarbów Kanaan i o ile potępia surowo donosicielstwo Chama, o tyle na zamiłowanie Noego do wina, przymyka oko.

Przy tak dobrym publicity, nie dziwi fakt, że wino doczekało się własnego dnia, w którym się je święci. Ten dzień przypada 27 grudnia. Każdego roku o tej prze w kościołach praktykowane jest błogosławieństwo wina. W tym dniu każdy wierny, który przyniesie do kościoła swoje ulubione wino może je poświęcić. Pobłogosławiony trunek ma zachować ludzi od pragnienia, zachować zdrowie i chronić przed zatruciami.

Skąd wzięła się ta tradycja?
Od świętego Jana. Według legendy z VI wieku, św. Jan Ewangelista pielgrzymując po kontynencie azjatyckim napotkał na swojej drodze kapłana Aristodemusa ze świątyni Diany w Efezie. Ów kapłan miał poddać Jana próbie zatrutego wina – jeśli ten przeżyje po spożyciu trucizny, Aristodemus przyjmie chrześcijaństwo. Próbie poddanych zostało także dwóch skazańców, którzy – jak nie trudno się domyślić – po wypiciu zatrutego wina zmarli. Św. Jan zanim podniósł kielich do ust, pobłogosławił go i w ten sposób uwolnił wino od trucizny. To jednak nie wystarczało kapłanowi Diany. Węsząc jakiś podstęp, domagał się innego cudu. W związku z tym św. Jan przywrócił życie dwóm otrutym skazańcom. Po takiej sile argumentów, Aristodemusowi nie pozostało nic innego, jak się nawrócić.

Święcenie wina, choć zapisane w kalendarzu świąt kościelnych, traktowane jest u nas dość marginalnie. Być może dlatego, że w ogóle nie mamy tradycji picia wina i traktuje się je ciągle po macoszemu. Być może jednak za jakiś czas, kiedy winna tradycja zakorzeni się i u nas, widok święconych butelek wybornego Burgunda nikogo nie będzie dziwił. A póki co, wznieśmy toast – "bibe amorem sancti Joanni!"