Autorem wpisu jest: Marek Wyciślok
Przychodzi taki dzień, że właściciele domów, knajpek, sklepów zabezpieczają swoje okna i cały dobytek, jakby za kilka godzin przez ich zazwyczaj senne miasteczko miało przejść wielkie tornado! Raz w roku, w ostatnią środę sierpnia, hiszpańskie miasto Buñol pod Walencją, przeżywa najazd turystów chcących uczestniczyć w dorocznej wielkiej bitwie pomidorowej. Ale żeby zachować powagę i rangę tego święta, ono także posiada wielkich patronów, a są nimi: święta Dziewica Maryja i patron miasteczka, święty Luis Betran (dominikański misjonarz działający w Ameryce Południowej) a nad organizacją La Tomatiny od 1975 roku czuwa bractwo Los Clavarios de San Luis Betrán.
W tym roku La Tomatina przypada właśnie dzisiaj, 31 sierpnia. Jak zwykle ściągnie do Buñiol, a dokładniej na plac Plaza de Pueblo, tłumy ludzi zaopatrzonych w gogle mające zabezpieczyć oczy przed drażniącym sokiem pomidorowym, którzy z radosnym śpiewem na ustach będą przywoływać organizatorów, aby dostarczyli to, po co wszyscy tu przyszli: „pomidory, pomidory, my chcemy pomidorów!” Punktualnie w samo południe ciężarówki wyładowane setkami tysięcy kilogramów tej niecodziennej amunicji, wyjeżdżają na ulice i od tego momentu rozpoczyna się wielka, czerwona wojna! Ale w tym pozornym szaleństwie obowiązują ściśle określone zasady. Do niepisanych reguł należy ta, że nie wolno używać do walki niczego innego, jak tylko pomidora, który obowiązkowo tuż przed rzutem musi zostać zmiażdżony w dłoni. Po godzinie, bo na tyle zakontraktowana jest bitwa, (po tym czasie uczestnicy toną już w soku pomidorowym i padają ze zmęczenia) rozlega się wystrzał kończący wyczerpującą zabawę. Od tej chwili pole do popisu mają służby czyszczące i strażacy, którzy swoimi „sikawkami” zmywają zarówno z uczestników, jak i ulic czerwoną paćkę. Do wieczora miasto musi być gotowe do przyjęcia gości i do dalszej zabawy, tym razem w otwierających się o tej porze licznych knajpkach i pubach.
Skąd ten pomysł?
Trudno doszukiwać się w tym święcie ukrytego podtekstu, bo tak naprawdę chodzi tylko o dobrą zabawę, gdyż nawet najstarsi „górale” nie pamiętają, dlaczego w 1944 roku nagle kilku młodych ludzi zaczęło obrzucać się pomidorami. Może była to po prostu chęć buntu, a może już wtedy ci młodzi ludzie mieli wizję, że za kilka lat stanie się ta zabawa znakiem firmowym nie tylko regionu, ale i całej Hiszpanii. Rok później, pomimo wyraźnych zakazów władz miasteczka i wizji surowych kar, które groziły uczestnikom, młodzi ludzie jednak postanowili znowu zorganizować pomidorową wojnę. Dopiero w 1959 roku władze Buñol i mieszkańcy doszli do kompromisu – ustalono, że bitwa będzie się odbywała tylko raz w roku i potrwa jedną godzinę. W takiej formie władze oficjalnie wpisały zabawę do kalendarza miejskich uroczystości. I ostatecznie uczestnicy dostali zielone światło na czerwoną wojnę! Obecnie święto przekształciło się w kilkudniowy festyn i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych hiszpańskich świąt na świecie, przyciągających turystów nie tylko pomidorową bitwą, ale także jarmarkami, koncertami, pokazami sztucznych ogni oraz innymi atrakcjami, jak np. wdrapywanie się na maszt wysmarowany mydłem, na którego szczycie czeka zasłużona nagroda w postaci wielkiej szynki.
Tegoroczna La Tomatina przypada w ostatni dzień wakacji. Pomijając ten smutny fakt, zaśpiewajmy wraz z uczestnikami: „necesito fruta, damulo tomates, tomates, tomates” i niech ten dzień będzie w kolorze soku pomidorowego, który jak wiadomo, korzystnie wpływa na nasze nerwy i zapewnia zdrowie, urodę i młodość!!!
autorem zdjęcia jest Krzysztof Falkus (Senn)
www.dafresh.com/gfoto