Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Jeśli pub Contrast będzie się rozrastać dalej w takim samym tempie, to za jakieś dwa miesiące na gdyńskiej plaży zabraknie miejsca. W sumie to nawet dobrze, bo po sezonie plaża nie jest już tak fajna – a Contrast i owszem. Bo prawdziwy Contrast to ten bez plażowiczów, za to z marynarzami schodzącymi z łajb, statków i okrętów, z brzękiem kufli i śpiewanymi opowieściami o Johnie Kanaka – na – ka coś tam hej!

To miejsce na tyle magiczne, że w moim prywatnym rankingu wizytę w Gdyni bez wieczoru w tym pubie uznaję za niepełną. Zresztą to samo będzie dotyczyć teraz i restauracji Petit Paris, gdzie zaciągnął mnie Brzuchomówca, wciąż tym miejscem zachwycony wielce. Oddając jednak Brzuchomówcy pretensje do lokali, do których nie wypada wejść bez krawata i portfela z krokodylej skóry nabitego, jak działa z Navarrony, powróćmy nad gdyńską plażę. W tym miejscu wypadałoby się zająć contrastowym menu: niestety nie ma się czym zajmować, bo do żarcia właściwie tu nie ma nic: żałosne zapiekanki i pieczywo czosnkowe wypada przemilczeć, tym bardziej, że w setce knajp dookoła można zjeść właściwie każdy rodzaj ryby, z karaibską barakudą włącznie.

Contrast broni się jednak czym innym – szczególnie, jeśli się ma tzw. marynarską pasję lądową, czyli kocha się statki i okręty, dopóki nikt nie każe nam na nich pływać. To właśnie w takim miejscu można poczuć się wilkiem morskim – pod sufitem bowiem wisi taka różnorodność żeglarskich gadżetów, że na sam ich widok ma się wrażenie pokonania równika. I co z tego, że w oczach marynarzy jesteśmy żałosną kwintesencją lądowego szczura? W końcu siedzimy w Contraście i wprawdzie nie możemy mieć tu kufla z własnym imieniem (ten zwyczaj zlikwidowano tu ładnych kilka lat temu), ale mieliśmy odwagę wleźć między wilki. Zawsze to coś. Same zaś wilki są nieco dziwne: nie znoszą, kiedy się fałszuje w szantach (więc jeśli nie czujecie się w tym mocni, to głośne śpiewanie razem z kapelą od razu sobie podarujcie) i ciężko znoszą informacje pogodowe, szczególnie jeśli dotyczą sztormów – kiedy usłyszą, że gdzieś cholernie mocno wieje, to są tak rozdrażnieni faktem, iż nie żeglują w samym centrum tej wichury, że od razu cała knajpa ma zepsuty wieczór. Do tego większość bosmanów okrętowych największych naszych żaglowców pochodzi (swego czasu wszyscy) z południa Polski! I staje się jasne, że to twarde chłopaki, co nie?

I taki właśnie jest Contrast – trzeba wyżej cenić sobie koszulkę z wizerunkiem Czarnej Perły, niż krawat kupiony na Polach Elizejskich…
Byłem tam w środku sierpnia – było przyjemnie, nie powiem, ale już wiem, że muszę tam przyjechać w listopadzie. John Kanaka-na-ka coś tam hej!

Pub "Contrast", Gdynia, Bulwar Nadmorski im. F. Nowowiejskiego

Recenzja zajdliwa Brzuchomówcy