Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas

Nazwy mają coś w sobie. Ta nazwa szczególnie. Oto bowiem otworzył ktoś w Katowicach pub „2B3”, czyli w wolnym tłumaczeniu „to be free”, a to z kolei oznacza, że musi tu chodzić o wolność. Oczywiście rodzajów wolności jest niepomiernie dużo – wystarczy wejść do pierwszej z brzegu księgarni, by książek na ten temat nakupić pół ciężarówki. Jak w tym wszystkim znaleźć porządek i coś wartościowego?
O tym, niestety,  jeszcze nikt książki nie napisał, ale w końcu wszystko przed nami.

Pub 2B3 znajduje się w miejscu po nieodżałowanym Morganie, który chyba wybrał wolność, cokolwiek miałoby to oznaczać. Nie ma już go w Katowicach, więc jesteśmy pozbawieni irlandzkiego podrygiwania, skocznej muzyczki i niezliczonej ilości pokrywających ściany zdjęć przywódców IRA. Jest za to w tym miejscu czerwono przyciemniony pub ze stołami bilardowymi i kuchnią… Ale o tym nieco później. Najpierw jeszcze o wolności: jest na nią kilka sposobów, z których nie wiadomo, jaki lepszy. W pierwszym wolność uzyskuje się przez „nic-nie-robienie”, na co, niestety, stać nielicznych lub tych, którym nie wstyd, że utrzymują ich kobiety. Wolność taka wieje nudą, bo ileż można cieszyć się nowym yakuzzi i kijami do golfa? Jest jeszcze wolność nie bogata, za to wielce przyjemna, a mianowicie taka, kiedy nic nam się robić nie chce, bo i tak niewiele to daje. Wówczas nie ma yakuzzi, golfa, ani nawet na bułkę z dżemem, za to jest pełna satysfakcji świadomość, ze nie trzeba oglądać  więcej znienawidzonego oblicza szefa, o ilorazie inteligencji rośliny doniczkowej. Wiem, że to niemożliwe, a jednak czasami się zdarza! I jest wolność ostatnia – ta, o której pisali najwięksi mistycy Wschodu i którą nam strasznie trudno zdobyć, gdyż miast koncentrować się na modlitewnym młynku musimy czytać co rano w wiadomościach kto, za co i na kogo się tym razem pogniewał.

Pomny tych wszystkich rodzajów wolności oddałem się eksperymentalnie zupełnie nowemu. Mianowicie, w pubie 2B3 zamówiłem tyle żarcia, ile tylko się dało, ku zaskoczeniu barmana, na przekór gorącu i tym wschodnim mistykom, których śmiało możemy posądzić o anoreksję!

Na początek koktajl z krewetek (9 zł), tylko żeby podrażnić podniebienie w ten upalny, czwartkowy wieczór. Wyobraźcie sobie przecięty na pół i wydrążony owoc awokado wypełniony krewetkami, maleńkimi pomidorkami, kawałkami grejpfruta i śmietankowo – koniakowym sosem. W sam raz na skwar i wysilki, by stać się wolnym, co wraz z wypełnieniem brzucha przychodziło mi coraz łatwiej. Potem piwo (0,5 l za 5 zł), a jakże, bo jeśli poczucie wolności miałoby się wiązać z abstynencją, to cóż by to była za wolność? Tu zbliżamy się nieco do poglądu na świat niejakiego Bagwana Shree Rajneesha, który oprócz bycia niezłym cwaniakiem, miał jeszcze wyćwiczone powiedzonka, jak na przykład takie: „Dużo łatwiej się medytuje w Rolls Roysie, niż w wozie ciągniętym przez woły!” Rozumiecie Państwo, że takiego memento trudno nie brać pod uwagę, więc zamówiłem stek firmowy 2B3! Hm… tu następuje zdecydowany zgrzyt w tej opowieści, ponieważ przedmiot mojego pożądania okazał się być nieobecny! To tak, jakby w palarni kawy miało zabraknąć kawy! No cóż, zagryzłem zębiszcza, przełknąłem tę podłą żabę zaniechania i zamówiłem stek Devil (23 zł), czyli polędwicę z twarożkiem i ostrą pastą. Zanurzyłem w krwistej konsystencji kły i poczułem, że wolność jednak zbliża się do mnie dużymi krokami. Nie, żebym od razu wybaczył brak sztandarowego dania, bo jestem pamiętliwy, ale trzeba przyznać, że Devil okazał się być wielce akuratny. Mięciutki, spływający posoką i zanurzony w chłodnym twarożku. Czegóż trzeba więcej? Szczypty piekła, którą odnalazłem w posmaku przypominającym sambal oelek. Jest dobrze, nawet bardzo, a wolność jest już prawie w ogródku, już wita się z gąską…

Wreszcie spróbowałem tortilli z kurczakiem (15 zł) – tak tylko: na smak, co zawsze jest przyjemne, nawet jeśli już człowiek nie może się ruszyć. I tu dochodzimy do sedna opowieści: wolność okazuje się być w zasięgu ręki, a raczej widelca. Wprawdzie trudno przegiąć i wmawiać społeczeństwu, że każdy dobrze zrobiony schabowy może być naszą małą aśramą, ale w żarciu coś jest z wolności na pewno. Czy będzie to wolność od znanego, jak chciał Krishnamutri, czy wolność wyrażona w biednej misce ryżu Shree Ramana Macharishee, czy też w wymarzonej szklaneczce herbaty ofiarowanej przez Anthony’ego de Mello swoim sannjasinom? Nie wiadomo. W końcu zależy to od nas samych. Skoro zaś, jak lubił mawiać Osho,: „Piekło jest projekcją waszego strachu, niebo waszej chciwości”, to czego projekcją jest wolność? Trudne pytanie… Jednak z pełnym brzuchem łatwiej zebrać myśli i w tym też pub 2B3 z pewnością jest w stanie pomóc. A czemu zatrzymałem się na kuchni i wolności, nie wspominając o muzyce, która co dzień prawie zdaje się być w tym miejscu najważniejsza? Bo nazwy mają coś w sobie. Ta zaś nazwa musi do czegoś zobowiązywać, prawda?

Pub "2B3", Katowice, ul. Sienkiewicza 28