Autorem wpisu jest: Robert Fiałkowski

Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa. Zażywaj życia, smakuj przednie potrawy, nie szczędź talarów na wystawne dworskie zabawy. Tymi słowy można opisać atmosferę panującą na dworze królewskim Augusta. Barwny opis zwyczajów, niekończących się uczt i pijatyk w czasach Sasów, przysłania obraz upadku kraju. Król był wielkim mecenasem sztuki, zwłaszcza malarstwa, większość czasu spędzał w Galerii Drezdeńskiej. Popierał złotą wolność szlachecką, czym zjednywał sobie serca szlachty i magnaterii. Za jego czasów na polskie dwory przybyło wielu znamienitych francuskich kucharzy. Na dworze króla rozsmakowano w bardziej wykwintnych potrawach. Zmieniło to upodobania kulinarne szlachty i całego dworu.

Do czasu panowania Augusta III Sasa kuchnia polska obficie czerpała z tradycji staropolskiej. Były to czasy, gdy nie docierały do nas jeszcze wykwintne dania kuchni francuskiej. Dawne zwyczaje przy stole były na dworach wciąż żywe i trwałe. Ludzie dworu chętnie jednak przyjmowali nowinki, uczyli się też dobrych manier oraz wykwintnej mowy. Stare mieszało się z nowym, dodawało to smaczku rodzimym biesiadom.

Przy staropolskim stole
Panowie mieli wielkie upodobanie w wystawnych ucztach. W całym kraju biesiadowano w dworach, karczmach i pałacach. Nie było dnia bez zabaw, biesiad i pijatyk. Urządzano obfite wieczerze, na które spraszano grono przyjaciół i znajomych. Wesołe korowody sań lub wozów sunęły od dworu do dworu. Co rusz przybywali nowi goście. Z pochodnią w lewej ręce, z butelką w prawej, udawali się na huczną biesiadę. Na przyjezdnych czekały stoły zastawione wielkimi misami ze srebra oraz cynowymi talerzami pełnymi ptactwa i dziczyzny. Pośrodku stołu zwyczajowo zasiadali dystyngowani goście. Przed nimi stały wazy, serwisy, misy, półmiski a także talerze, salaterki, karafki i solniczki. W cenie były noże i widelce ze srebra oraz przybory z porcelany, które były droższe od srebrnych, dlatego używano ich tylko przy większych uroczystościach.

Na krańcach stołów tłoczyło się pospólstwo. Tam leżały łyżki i miski blaszane lub cynowe. Dworzanie i szlachta nosili za pasem własne noże oraz widelce. Byli też tacy, co nosili ze sobą łyżki ze srebra, drewna lub rogu. Sztućce trzymano w przywiązanym do pasa skórzanym pokrowcu. Często robiono sobie łyżkę ze skórki chlebowej, zatykając ją na nóż, co było dobrze przyjmowane. Nie spieszono się też ze zmianą talerzy po posiłku. Przy końcu stołu, stołownicy zadowalali się jednym talerzem. Gdy talerz był pełen ogryzionych kości podawali go służbie. Gdy nie było służby pod ręką, sami wyrzucali resztki do kąta, wycierając talerz kawałkami chleba. Pili po kolei z jednej szklanki lub pucharu. Nie przeszkadzało im, że krople napoju spływały po brodzie biesiadnika i opadały do kielicha przekazywanego z rąk do rąk. Z czasem pojawiły się kieliszki, jak podaje ks. Jędrzej Kitowicz nastała wraz z nimi „obrzydliwość cudzej gęby". Wtedy płukano już naczynia wodą przechowywaną w kredensie. Po posiłku kładziono na każdym talerzu zastrugane drewienka zwane zębodłubem lub iglicami.

Rodzima kuchnia
Potrawy staropolskie z początków panowania Augusta nie należały do wykwintnych. Na pierwsze danie podawano barszcz, rosół oraz sztukę mięsa. Miejscowym przysmakiem był bigos zwany hultajskim -to taka staropolska mieszanina kwaśnej kapusty, mięsiwa, słoniny i kiełbasy. Chętnie podawano gęś gotowaną na śmietanie z pokrojonymi w kostkę suszonymi grzybkami, zasypanymi kaszą perłową. Za przysmak uchodziła czarna gęś zaprawiana po staropolsku. Kucharz upalił garść słomy na węgiel, do gęsi dodawał trochę miodu oraz octu. Wszystko zmieszał ze spaloną słomą, zasypał imbirem oraz pieprzem. Taką czarną gęś podawano podczas największych bankietów. Chętnie raczono się zaprawianymi szafranem flakami zwanymi żółtobrzuchami.

Na stołach były zawsze: mięso wołowe, cielęcina, kury i kurczęta, kapłony, indyki i bażanty. Mięsa zaprawiano migdałami, rodzynkami, goździkami, gałką, pieprzem, imbirem, pistacjami i ziarnkami z szyszek limby. Do stołu podawano także: kiszki, kiełbasy, zwierzynę płową: sarny, dziki, daniele, jelenie, kaczki, cietrzewie oraz drobne ptaki. Mięsa mieszano z dodatkiem warzyw ogrodowych. Ogromne misy hajducy nosili po dwóch na uginających się od ciężaru drągach. Rozłożone kawały mięsa usypane były jedne na drugich w wysokie kopce. Na spodzie leżały wielkie pieczenie wołowe, na nich leżały ćwiartki cielęciny, dalej baraniny, części z indyka, gęsi, kurczęta, kuropatwy, a na końcu mniejsze ptactwo. Sprawni w krajaniu biesiadnicy wydzielali kawałki mięsa długim nożem. Obdarowywali sąsiadów, co dorodniejszymi kęsami, nie zapominając przy tym o sobie. Najlepsze kawałki odkładali dla siebie, racząc się nimi pod koniec biesiady. Kawałki mięsa wędrowały następnie do rondli i garnków, część odkładano na rożen.

Misy musiały być "czubate", wypełnione po brzegi wiktuałami. Na stoły stawiano także ciasta, które były ciężkie i grube. Serwowano również owoce oraz potrawy z cukru, z ktorego budowano baszty, herby czy domki zdobione na różne sposoby.

Z każdym rokiem panowania Augusta kuchnia dworska stawała się bardziej wykwintna. Czerpała obficie z najlepszych europejskich wzorów. Swym wpływem ogarniała cały kraj. Możne rody wyprzedzały się w wymyślnych potrawach, oddając się do woli uciechom stołu.

 

Foto: Wikipedia. Wolna encyklopedia

Na zdjęciu: król August III Sas