Maliny to są takie owoce, które i do zbrodni popychają i do rozpusty… Po czym wnoszę? A po tekstach źródłowych.
Przykład nr 1. Słowacki w „Balladynie” o malinach sporo narozprawiał. Goplana tak mówiła: „Mojemu kochankowi rwać będę poziomki, maliny.” No taka była ta Goplana. A już historię o dwóch siostrach Alinie i Balladynie to każdy chyba zna?”
Matko, w lesie są maliny,
Niechaj idą w las dziewczyny,
Która więcej malin zbierze,
Tę za żonę pan wybierze.
Tralalala, akcja się rozwijała i wiemy jak się to skończyło dla Aliny. I tak w sumie chodziło o rozpustę, albo kłótnię o portki, albo o męża. Jak zwał tak zwał, w końcu był wysoko postawiony chłopina, to doszło do zbrodni. Ano.
Przykład 2. Taki Bolesław Leśmian, to poszedł w inną stronę. „W malinowym chruśniaku” też zna chyba każdy, bo Marek Grechuta z Krystyną Jandą odśpiewali co trzeba i jak trzeba:
W każdym razie dziś może mniej jesteśmy poetyccy niż kiedyś, więc zejdźmy na ziemię. Trzeba zająć się bardziej przyziemną stroną malin. Na przykład sokiem. Ot co, taki sobie przepis:
Sok z malin przecierowy
Przygotowanie:
- umyte maliny z cukrem wrzucamy do garnka z grubym dnem
- można skropić sokiem z cytryny
- dodać wodę
- zagotować
- potem przecedzamy przez sito i przcieramy owoce, tak by był bez pestek.
Praca żmudna, trudna, ale efekty są cudne. Taki sok rozgrzewa, leczy, uodparnia.
Na robienie soku malinowego sposobów jest wiele, ja mam akurat taki. Sok wychodzi gęsty, przecierowy, można nim polewać twaróg do śniadania, gofry, grzanki albo po prostu wlewać do herbaty.
To jeszcze nic. Z malin wychodzi cudna naleweczka… I znowu będzie, że rozpijam towarzystwo. Nie no skąd, ja nie mogę, bo karmię, ale na kiedyś tam zrobię, na tak zwany zapas, schowam i wiadomo w celach leczniczych będę podawać.
A przepisy na nalewkę? Proszę bardzo. W książce „Specjały kuchni klasztornej” M.Dorfer i E.Lercha jest jak byk napisane, że likiery w sam raz są na święta. I tak autorzy podają, że potrzeba:
Nalewka malinowa z klasztonej kuchni
Przygotowanie:
Sok wymieszać z cukrem, cynamonem i goździkami oraz koniakiem. Napełnić butle i zakorkować. Odstawić w ciepłe miejsce na 4 tygodnie. Potem przefiltrować i napełniać buteleczki. Czas leżakowania – co najmniej miesiąc.
Brzmi jak poezja? Oj brzmi.
To żeby już tak poetycko skończyć polecam książkę: „Receptury z klasztornej piwniczki” autorstwa Jacka Kowalskiego. A tam przepis i na maliniak i na malinową ratafię (oraz wiele innych przepisów polecanych m.in. przez winiarzy hobbystów).
To, że w klasztorach dobrze gotują, przyrządzają świetne lekarstwa, zioła, nalewki, piwa itede, to chyba też każdy wie. Taka przynajmniej jest opinia, a ja nie śmiem zaprzeczać.
To tyle. Wracam do malin, a pośpiewam sobie przy tym Leśmiana wraz z Grechutą i Jandą.