Autorem wpisu jest: Dorota Mrówka

Słabość rodzaju ludzkiego do słodyczy to zjawisko tak stare, jak sam rodzaj ludzki. Od wieków łasuchy wszelkiej maści łamały więc głowy nad tym, jak uprzyjemnić życie sobie i innym, wymyślając coraz to smaczniejsze i bardziej wymyślne łakocie. Już w czasach starożytnych były one nieodłącznym elementem uczt. Na początku, kiedy nie znano jeszcze cukru, wykorzystywano miód, w którym obtaczano lub smażono owoce, kwiaty, nasiona, a nawet łodygi roślin.

Parę wieków później, na dworze bizantyjskiego cesarza Konstantyna VII Porfirogenety przyrządzano konfitury i galaretki z pigwy, róży, jabłek, gruszek i śliwek – o czym donosi „Księga ceremonii” z IX wieku. W średniowieczu jednak z rzadka ludzie osładzali sobie ciężki los i niechybnie słodycze poszłyby w całkowite zapomnienie, gdyby nie Włosi, którzy przepychem swojej kuchni zadziwiali ówczesnych, budząc równocześnie zazdrość i chęć naśladownictwa. Powoli łakocie wracały więc do łask, szczególnie bogaczy, których było na nie stać. Tym bardziej, że słodyczom będącym połączeniem cukru i rozmaitych przypraw, przypisywano właściwości lecznicze – zapobiegały dolegliwościom przewodu pokarmowego wywołanym źle doprawionymi daniami, których świeżość nierzadko również pozostawiała wiele do życzenia.

Pierwsze cukierki, zbliżone do naszych drażetek, wyrabiano w bardzo prosty sposób: goździki, imbir, ziarna anyżku i jałowca zanurzano w roztopionym cukrze, następnie gotowano je kilkakrotnie, aż do momentu powstania karmelu. Nazwa „drażetki” pojawiła się dużo później i budzi pewne kontrowersje. Nie wiadomo bowiem, czy
pochodzi od nazwy rzymskiego przysmaku „tragematum”, czy nazwane tak zostały na cześć Juliusa Dragatusa, który zgodnie z rodzinną tradycją (słynny ród Fabiusów) rozdawał dragata mieszkańcom Rzymu z okazji rozmaitych świąt i uroczystości, a być może wzięły się od „diadragum” – migdałowego cukierka wytwarzanego na początku naszej ery w Montpellier.

W XVI wieku pojawiły się bezy i marcepan, których recepturę opracowali cukiernicy z Mediolanu, a kilkadziesiąt lat później Giovanni Pastilli, cukiernik Medyceuszy, wymyślił cukierki w formie pastylek. Za czasów Ludwika XIII (1601-43) niejaki Lassagne, ochmistrz marszałka Choiseul-Praslin, wpadł na pomysł nowych przysmaków nazwanych później pralinkami. Jak głosi legenda Lassagne nigdy nie wmyśliłby tego smakołyku, gdyby nie grupa dzieci, która karmelizowała skradzione z kuchni migdały w zabudowaniach gospodarczych książęcej rezydencji. Wiedziony wybornym zapachem ochmistrz przyłapał dzieci na tym niecnym procederze, ale obiecał ich nie wydać, jeśli one oddadzą mu słodycze. Po udoskonaleniu receptury zaprezentował pralinki na królewskim dworze. Tam, nie wiadomo właściwie dlaczego, ochrzczono je nazwiskiem marszałka Praslin. Dzisiaj pralinki nie mogą obejść się bez czekoladowej kuwetury i masy przygotowanej z migdałów i cukru. Masa ta jest w cukiernictwie uznawana za jedną z najszlachetniejszych odmian nadzienia.

Opr. na podst. "Historii naturalnej i moralnej jedzenia" Maguellone Toussaint-Samat, Wyd. Larousse, przekład:Anna Bożena Matusiak i Maria Ochab, edycja polska: Wydawnictwo WAB, Warszawa 2002