Autorem wpisu jest: Jarosław Gibas
Pije się fajnie. Na ową fajność zasadniczy zaś wpływ mają trzy elementy: gdzie się pije, co się pije i z kim się pije. Jeśli zaś każdy z tych elementów zachowuje odpowiedni poziom: piliśmy w najlepszym do tego miejscu czyli ulubionym pubie, wlewaliśmy w siebie świeże piwo, tudzież porządne wino w odpowiedniej temperaturze, albo wreszcie markową whisky, to możemy zaliczyć taki wieczór do udanych. Niestety, świat tak jest nieszczęśliwie skonstruowany, że po udanych wieczorach następują poranki. I one zazwyczaj już do udanych nie należą. Budzimy się i mamy wrażenie, że nie żyjemy. Ba, jeśli tak ma wyglądać życie pozagrobowe, to ja dziękuję! W każdym bądź razie najpierw pojawia się uczucie płynnego mózgu – wystarczy przechylić głowę i już czujemy, jak szare komórki w stanie absolutnie rozrzedzonym, niczym fale w wiadrze obijają się o naszą biedną czaszkę. Potem pojawia się niezwykła nadwrażliwość na dźwięki: wprawdzie nie mam kota, ale gdybym go miał, to bym miał do niego pretensje za zbyt głośne stąpanie. Powiem więcej – takiego poranka słyszę, jak mój pies myśli – a im intensywniej psisko marszczy oblicze, tym ja to głośniej słyszę.
W następnej kolejności zazwyczaj udajemy się na poszukiwanie wody – dzieje się tak dlatego, że alkohol odwadnia organizm. Niezwykłe prawda? Wszystkie złośliwe żony – bo któż się z nas wtedy najbardziej naśmiewa – mają w zwyczaju komentować owo poszukiwanie w sposób następujący: „Pić ci się chce? No coś ty? Przecież tyle wczoraj piłeś?” Oto jak w porządnym człowieku można obudzić mordercze instynkty! Co zatem z naszym pragnieniem porannym zrobić, kiedy zazwyczaj w takich wypadkach w domu znajdujemy jedynie wodę w wazoniku po kwiatkach? Ano napić się wody mineralnej – ale nie rano, bo co to za sztuka. Należy ją wypić przed zaśnięciem i to dużo… Ile się da! To jeden z domowych sposobów zdradzonych mi przez pewnego niemieckiego wytrawnego alkoholowego biesiadnika. Znakomicie działa – łagodzi rano kaca w dużym stopniu – problem jednak w tym, by wieczorem o tej wodzie pamiętać. A jak tu pamiętać, kiedy wieczór był tak udany! Mój przyjaciel stosuje jeszcze do tego dość ekstremalną odmianę prewencji – otóż butelkę mineralnej stawia przy łóżku i co się w nocy przebudzi, to wychyla jej. ile tylko zdoła. To się nazywa profesjonalizm!
Jeśli jednak jest się początkującym amatorem i poprzedniego wieczora wszystkie kobiety wydawały nam się niezwykle piękne, nasze wypowiedzi wyjątkowo dowcipne, by nie rzec – błyskotliwe, a nastrój frywolny – no to rano mamy rzeczywiście problem. I wbrew temu, co piszą gazety w okolicach sylwestra, kiedy temat zwalczania kaca staje się gorący, nie ma na polepszenie samopoczucia jakichś uniwersalnych sposobów. Dzieje się tak dlatego, że w naszej fizyczności również jesteśmy indywidualni: na każdego jedne sposoby podziałają lepiej, inne gorzej. Jeśli ktoś uważa, że najlepszy na kaca jest tzw. klin, bo po wypiciu porannej pięćdziesiątki czuje się lepiej, to trudno – ból głowy pewnie ustąpi, ale prędzej czy później stanie przed wizją skorzystania ze specjalistycznej poradni, bo nie ma lepszego sposobu na zrujnowanie sobie organizmu.
Z medycznego punktu widzenia, o czym zostałem szczegółowo poinstruowany przez zaprzyjaźnionego doktora medycyny (wszyscy przecież wiemy, że kto jak kto, ale lekarze za kołnierz nie wylewają), na kacu należy jak najszybciej dostarczyć organizmowi trzech bezcennych wówczas składników: wody, białka i witaminy C. Zatem najlepiej zawsze mieć w domu wodę mineralną w dużych ilościach, odpowiednią liczbę jajek w lodówce i sporą dawkę soku pomarańczowego. Zatem najpierw mineralna, potem natrysk, po nim suta jajecznica i co najmniej dwie szklanki soku. Warto kiedyś spróbować, by się przekonać, czy i na was podziała. Jeśli tak, to z całą resztą organizm wkrótce poradzi sobie bez żadnych medykamentów. Aż do następnego razu, prawda?