Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Pewnie każdy, przynajmniej raz w życiu, miał taką sytuację: nagle, z nienacka, nieznajoma osoba wybiega z tłumu i rzuca się na nas, krzycząc „cześć, kopę lat, co tam ciebie!?” Co wtedy robimy? Żeby nie wyjść na takiego, co to nie pamięta kumpla, odpowiadamy, że jakoś leci, że ogólnie po staremu, że raczej w porządku… A co u ciebie? – odbijamy piłeczkę z grzeczności. Dowiadujemy się, że już tam nie mieszka gdzie ostatnio, żona zmienia pracę, że syn zdał na studia, Pikuś zdechł dwa lata temu itd.  Im dłużej, tym bardziej niezręcznie jest nam spytać skąd właściwie się znamy. Dalej więc brniemy, bąkając coś pod nosem, przytakując – robimy dobrą minę do złej gry. W pewnej chwili nerwowo spoglądamy na zegarek, uderzamy się w czoło i z paniką w oczach oznajmiamy, że musimy lecieć, bo już jesteśmy spóźnieni. Przyznajemy, że rzecz jasna, trzeba się umówić na kawę i pogadać dłużej. Sukces, jeśli na naszym obliczu nie zagości głupi wyraz twarzy. Potem przez parę tygodni, w chwilach zamyśleń, z niemałym wysiłkiem przeglądamy archiwa szarych komórek, porównując spotkaną personę do zapisanych tam starych znajomych. Zwykle kończy się to fiaskiem.

Stanowczo w lepszej sytuacji jesteśmy na spotkaniu „20 lat po maturze”. Możemy przecież wcześniej przygotować się. Poprzeglądać stare pudełka z czarno-białymi zdjęciami. Fotki w szkole, na wycieczce, na prywatce. Roześmiane młodzieńcze twarze, różne grupowe konfiguracje, złapane w nieoczekiwanych momentach, „z zamkniętymi oczami”… Czas nagle cofa się. Wraca gwar szkolnej przerwy, zapach sali gimnastycznej, czerwona twarz kolegi przyłapanego na ściąganiu, bicie serca na Jej widok, zamieszanie akademii na cześć patrona, smak pierwszego piwa, „dyskusje aż po świt”… Ale przejdźmy do knajpki, bo tam zwykle, dzięki inicjatywie kilku organizatorów-zapaleńców, mamy zarezerwowane stoliki, jakieś przekąski, napitki i atmosferę oczekiwania, miłego napięcia. Idziemy i zastanawiamy się: jak oni teraz wyglądają? Czy wszystkich poznam? A co gorsza – czy mnie poznają?! Żeby nie było tak, jak z tą kobietą na spotkaniu „po latach”: „Cześć Heniek, pamiętasz mnie? – Nie! – Henio, przyjrzyj się, nie pamiętasz? – No nie! – Jak to nie, Elka jestem! – Nie, ty nie jesteś Elka. Ty jesteś Iks Elka!”
No, bo ten łysiejący pan z brzuszkiem, nie za bardzo przypomina chudego patyczaka z rozwianą, bujną fryzurą i bezkompromisowym spojrzeniem. Na marginesie: znajomy założył się o skrzynkę piwa, że po dwudziestu latach nie nabawi się tzw. „lustrzycy” (nieznającym  terminu wyjaśniam, że jest to taki stan tuszy, gdy pewną część ciała da się oglądać tylko przy pomocy lustra!) Zakład był honorowy, a lustrzyca go nie dopadła, więc była dodatkowa skrzynka na imprezie.

Tak, wiek zmienia nasz wygląd. Ale ciekawe – zostaje brzmienie głosu, uśmiech, a nawet gestykulacja. Przede wszystkim zostają wspomnienia. I to głównie te miłe, śmieszne historie: „pamiętacie, jak w pierwszej klasie każdy przedstawiał się i Mariola spytana skąd pochodzi powiedziała – z Paździorna. A gdzie to jest? – spytała wychowawczyni. – Koło Mietkowa – wyjaśniła. A kto pamięta, jak Ruda na ekonomii mówi do Krzycha – a ty dlaczego nie wyciągnąłeś kalendarza? – Bo nie mam. – Dlaczego nie masz? – Bo nie mam. – Na głupie pytanie, głupia odpowiedź! – No właśnie!” itd…
I tak, jak wtedy w pierwszej klasie, teraz każdy wstaje, przedstawia się (ha, ha) i mówi gdzie mieszka, czym zajmuje się, ile ma dzieci. Niektórym powiodło się w życiu lepiej, innym gorzej, ale nikt nie narzeka. Z niektórymi rozmowa się nie klei, z innymi nie potrafimy się nagadać. Wyciągamy albumy, zdjęcia, chwalimy się dziećmi, małżonkami, poznajemy swoje, często niewiarygodne losy.
Patrzymy na siebie. Panowie generalnie wyglądają poważniej. Panie? Piękności klasowe nabrały ostrzejszych rysów – niestety, małe rozczarowanie. Za to „szare myszki” – nie do wiary! (niestety, nie wszystkie jednak). Są też zmiany wewnętrzne. Ta naiwna Kasia, to teraz wyważona, postawna  bizneswoman. Józek został księdzem – kto by pomyślał, a ledwo przeciągany z klasy do klasy Zbychu , właśnie obronił doktorat. A jak los niektórych porozrzucał po świecie! Większość jednak wróciła do kraju i zapuściła korzenie w ojczystej ziemi. Jednak Tam nie jest tak fajnie, jak się wydawało.
Trzeba też zrobić aktualne fotografie, powymieniać się namiarami. Pokrążą potem mejle, zdjęcia, krótkie wymiany grzeczności, może jakaś radosna myśl „jak te rówieśniczki się starzeją, aż miło popatrzeć”, zadzwoń, napisz… i powrót do teraźniejszości.

Po jakimś czasie przyjdzie refleksja – co ja właściwie osiągnąłem? Czy dobrze spożytkowałem ten czas? Inni doszli tak daleko. Mogłem to, czy tamto… Ale nie. Gdybym miał jeszcze raz po maturze zacząć wszystko od nowa, to nie zmieniłbym ani jednego dnia, chwili. Pewnie w niektórych sytuacjach zachowałbym się inaczej, nie użyłbym takich słów – teraz jestem mądrzejszy. Bo wiem.  Wiem też czego nie wiem, a to już jest coś. Nie ma potrzeby zadręczać się z powodu czegoś, czego już i tak nie zmienimy. Przed nami jeszcze tyle głupot do zrobienia!