Autorem wpisu jest: Marian Jeżewski

Siedział i gapił się na dopiero co ubraną choinkę. – Sztuczna, ale ładna. Przynajmniej nie przykładam ręki do niszczenia lasów, a potem nie trzeba zbierać igliwia i wystarczy na wiele lat – różne myśli biegały mu po głowie… Złoty aniołek jakby drgnął, obrócił się i spojrzał mu głęboko w oczy…

Poczuł nagle, że jest małym chłopcem – stał i przyglądał się aniołkowi, którego właśnie powiesił na pachnącym świerku. Ręce miał jeszcze trochę zgrabiałe, bo musiał „wystać” masło, a na dworze śnieg i mróz. By kupić dwie kostki, stawał w kolejkę dwa razy.  Mama została w domu przy dwumiesięcznym braciszku, który tak długo nie mógł być sam.

Święta są cudowne – pachną pomarańczami, smażonym karpiem, zupą grzybową, no i najważniejsze – prezentami. Grę planszową znalazł schowaną w szafie pod ubraniami, ale nie przyznał się. Chodził do drugiej klasy i w zasadzie to już był przekonany, że z tym Świętym Mikołajem czy Dziadkiem Mrozem (ciągle mu się mylili) to jakaś naciągana sprawa i pewnie „Grzybobranie” znajdzie dzisiaj wieczorem pod choinką.

Robiło się już ciemno, a tata ciągle jeszcze nie wracał. Mama była jakaś niespokojna. Tata od dawna nie chodził do kościoła, mówiła, że to przez to, że zapisał się do partii. Zastanawiali się nawet, czy jego komunii nie zrobią w innej miejscowości.

W końcu, gdy na stole już prawie wszystko wystygło, a pierwsza gwiazdka pojawiła się dwie godziny temu – przyszedł tata, a właściwie wtoczył się. Było czuć od niego wódką, nerwowo coś wykrzykiwał… Jak przez mgłę pamięta, jak tata tłukł kafelki w łazience, bełkocząc, że to za jego pieniądze. Potem, gdy zaczęli odmawiać przy stole „Ojcze nasz”, tata rozpłakał się…

Minęło wiele lat. Teraz sam ma syna maturzystę. Po ojcu zostały głównie dobre wspomnienia – nie wie skąd wzięło się właśnie to. Przez ten czas zmieniał się, dojrzewał, buntował, staczał się i podnosił, chciał naprawiać świat i ludzi, burzyć wyznania… Pozostało przykazanie miłości, powracająca Wigilia, dobre serce i aniołki z przenikliwym wzrokiem…