Ktoś powiedział kiedyś, że ludzie pomysłowi może nie żyją dłużej, ale z pewnością ciekawiej.  Pomysłowy właściciel japońskiej restauracji wpadł na sposób promocji otwieranego lokalu. Ogłosił, że jeśli komuś uda się zjeść całą porcję serwowanego dania, to nie będzie musiał za nie płacić. Reklama zrobiła swoje. Owego dnia kolejka chętnych nie miała końca. Zagadka – ile osób zjadło za darmo? Dwie! „Pan Bóg stworzył jedzenie, a diabeł kucharzy” – stwierdził James Joyce. „Jedzenie stało się sztuką” – ripostuje pewien wortal internetowy.  Jak to jest naprawdę z tym naszym jedzeniem?

Są chwile, gdy z zazdrością przyglądamy się jak znajomy zupełnie bezkarnie pożera nieprzyzwoicie wielkie ilości, a od lat nie zmienia mu się postura. Jest tak chudy, że dwa razy przejdzie, a raz go widać. To po prostu kłująca w oczy niesprawiedliwość. A my, to co? Dlaczego zawsze smakuje nam najbardziej to, czego jeść nie powinniśmy? Że o piciu nie wspomnę! Czemu mamy sobie odmawiać przyjemności?! A tu malutkie odstępstwo, szaleństewko, raz, drugi, trzeci… i już w poczekalni do konsumpcji ustawia się kolejna straszna dieta. Krzywo spoglądamy na wagę i kurczącą się odzież. Na złość jesień jeszcze zwiększa zapotrzebowanie…

Kolorowe czasopisma pełne są rad, jak prawidłowo mamy się odżywiać. Co nam grozi, szkodzi, czego nie jeść, gdy mamy chorą wątrobę, jaka cud-dieta jest teraz na topie, co jedzą gwiazdy ekranu, a co dzisiaj jest już niezdrowe, chociaż jeszcze wczoraj było całkiem dobre (lub na odwrót). Najgorsze, że te gazetki czasami mają rację. My też swoje racje mamy, a i z niejednego poradnika chleb jedliśmy. Gdy mamy komuś doradzić, stajemy się ekspertami – to szansa podzielić się swoją mądrością. Skorzystam więc i ja z okazji, i dla dobra szanownych Państwa powymądrzam się trochę. Poruszę nasze wspólne, konsumpcyjne sumienie:
1. Co jemy?
Jesteśmy pomocnikami murarza – własnego organizmu. Co się dzieje, gdy gubimy właściwe proporcje zaprawy? Albo gdy o czymś zapomnimy, powrzucamy śmieci lub spróbujemy oszukać? Jaka będzie nasza budowla?  Z czego więc budować lub inaczej: jakie lać paliwo do baku?
2. Ile jemy?
Właśnie, ile jeść, aby nie było ani za dużo, ani za mało? Słuchamy naszego zdrowego rozsądku? Może ilość zmienić w jakość?! Ile dziennie pijemy płynów? Właściwie to jaka ilość jest nam potrzebna do życia?
3. Jak jemy?
Nieregularnie, szybko i niezdrowo? A jak jemy to myślimy o jedzeniu? Wszystko jest świeże? Popijamy w trakcie jedzenia? Deser zaraz po posiłku? A jak mamy podane? Gdzie jemy, w jakim towarzystwie? O której kolacja?
Gdyby komuś było mało, to dołóżmy do tego wszystkiego (jak powiedział mi raz lekarz) cechy osobnicze, takie jak: płeć, wiek, wzrost, zdolność wchłaniania, metabolizm, charakter pracy, położenie geograficzne, uprawianie sportów, cechy genetyczne, nabyte przyzwyczajenia i skłonność do koncentracji podczas debat politycznych (… a to już chyba przesadziłem!). Wystraszmy się nadwagą, bulimią lub anoreksją.  Więc co? Dieta, głodówka, dożywianie, licznik kalorii…  Zwariować można. A lekarzy dietetyków jak na lekarstwo! Może lepiej psycholog by się przydał?…

Jest teoria, która mówi, że znakomita większość chorób wynika ze złego odżywiania. Myj ręce przed jedzeniem – to cała nasza edukacja. Uczymy się więc na błędach i słuchamy wskazówek doświadczonych przez los. Z czasem nasza wiedza jest już całkiem fachowa.  Lecz jak połączyć teorię, którą kochamy z praktyką, której nienawidzimy? Słabość, której ulegamy, mamy przecież zaszczepioną przez naszych pierwszych przodków. (Po co jedli to jabłko, nie było nic lepszego?) Ale upadek to okazja do podniesienia się. Ważne, jaką mamy wypadkową. W kwestii jedzenia, to właściwie wszystko w naszych rękach.